sobota, 11 lipca 2009

PECHOWA KAŁUŻA

Słońce. Później nadeszła ciemna chmura. Przez dziesięć minut padało dużymi kroplami i nagle koniec deszczu i znowu słońce. Na dwóch skrawkach nieba widocznych z mieszkania (z kuchni na zachód, z pokoju na wschód)nie dostrzegłem ani jednej chmurki. Więc czas na (prawie) codzienną rundę wokół Błoń. Ubrałem jasne spodnie, nałożyłem sandały.
Na połowie chodnika przed kamienicą zawsze ta sama kałuża, w której woda stoi dłużej niż w innych kałużach. Z naprzeciwka szła grupa rozgadanych dwudziestolatek. Im akurat kałuża nie stała na drodze, a mnie tak. Pomyślałem, że te półtora metra kałuży przeskoczę z gracją jak jeleń (bo sarna tu nie pasuje, chociaż w skokach sarny jest więcej gracji). I tak zrobiłem i wylądowałem prawą nogą pośrodku kałuży. Dziewczęta, ochlapane brudną wodą, zamilkły. Widziałem w ich oczach co chcą powiedzieć: żebyś tak, stary dziadu, utopił się w tej kałuży!
Wróciłem do domu przebrać spodnie. Wielki mistrz Małopolski w skoku o tyczce!
Mózg nie nadąża za starością. A może to tylko mój mózg nie nadąża? Bo, prawdę, nie widziałem facetów w moim wieku, którzy z gracją przeskakują kałuże. Dureń. Chciałem się popisać przed dwudziestolatkami. Czego oczekiwałem, gdybym przeskoczył? Zachwytów?: patrzcie, jak ten gość pięknie skoczył? Propozycji?: może pan pójdzie z nami? Czasami zastanawiam się, czy porażenie prądem przed laty nie dokonało jakichś nieodwracalnych zmian w moim mózgu. Zwracam uwagę na coraz to młodsze kobiety. Do diabła, niedługo będę zaglądał do wózków dziecięcych.
Ciekaw jestem, czy to tylko moja przywara (jeśli to przywara?), czy inni dziadkowie też to mają?
Za godzinę, gdy znowu wyszedłem z domu, kałuża zmniejszyła się do szerokości pół metra. Było dużo wolnego miejsca na chodniku. Mogłem obejść kałużę albo przestąpić ją dłuższym krokiem, a ja ją przeskoczyłem. Zwycięstwo ducha nad materią! Lecz gdybym, za tym drugim skokiem, poślizgnął się i upadł na tyłek do kałuży? To musiałaby już w tym być ręka Pana Boga. Dobrze, że akurat w tym czasie nie chciało mu się czynić złośliwych dowcipów. Bo kto by mu zabronił?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz