niedziela, 20 lutego 2011

LECIEĆ DO AMERYKI CZY NIE LECIEĆ?

Katarzyna nalega, żebym przyleciał do niej do Chicago. Obiecuje, że zobaczymy Wodospad Niagara, Wielki Kanion, Manhattan i inne rzeczy, i abym się nie męczył, to wszędzie będziemy latać samolotem. Córka myśli: niech staruszek przed śmiercią coś zobaczy. Ale ja nie lubię podróżować, bo tak naprawdę nie ma na świecie nic nowego do oglądania. Wodospad Niagara widziałem na wielu filmach, i to z takich ujęć, których turysta nigdy nie zobaczy. Manhattan też mi jest znany w ten sam sposób, między innymi od wnętrz ekskluzywnych lokali, do których, będąc tam, nie wszedłbym, bo o wiele za drogo na moją kieszeń.

W poprzednie lato Kasia zafundowała mi pobyt w Egipcie. Osiemdziesiąt procent czasu tam siedziałem w hotelu albo na plaży na terenie hotelu. Największą atrakcją, z jaką spotkałem się w Egipcie, było to, że spadłem z wielbłąda pod piramidami. A piramidy jak piramidy, prawie nie zmienione od czterech tysięcy lat. Gdyby nie to, że w Egipcie poznałem Ewę, która dała upust moim męskim siłom witalnym, to ta cała wycieczka byłaby na nic.

W Stanach, naturalnie, też bym się rozglądał za babami, bo taka już moja wredna natura. Ale w Nowym Jorku to strach poznać kobietę i myśleć o tych przyjemnościach, bo może się okazać, że ta kobieta to tranwestyta. A przecież nie będę sprawdzał między nogami, czy ona tam nie ma męskiego przyrodzenia. Może być jeszcze gorzej. Na przykład zakocha się we mnie prawdziwa kobieta, młoda, piękna, inteligentna, sławna, bogata, i na stałe usidli mnie gdzieś w Los Angeles. I tam umrę z dala od Ojczyzny.
To już wolę mój cmentarz na Salwatorze, gdzie są prochy kochanej Marylki. Będziemy obok siebie urna w urnę.

Mimo wszystko, ta Ameryka kusi mnie.

środa, 9 lutego 2011

URODZONY W ZŁYM CZASIE

Starość może być piękna, pod warunkiem, że się o niej nie zapomina i nie nadużywa trunków. Ja nadużyłem i zapomniałem, że jestem stary. Po wypiciu kilku lampek ( moja kochana Marylka, nieboszczka, nazywała je lampionami) wina, uskrzydlony wyszedłem z kamienicy i zaraz leżałem na chodniku jak ptak z przetrąconym skrzydłem. Nie będę zwalał winy na oblodzony chodnik, bo powinienem tuptać, stawiać małe kroczki, opierać się o kamienicę, albo zacząć chodzić z laską, a nie spieszyć się jak młodzieniec na spotkanie z ukochaną. Tym bardziej, że nigdzie się nie spieszyłem.

A tak naprawdę, to czy starość może być piękna gdzie indziej niż w filmie amerykańskim?

Leżę z ręką w gipsie i z obolałą zwichniętą stopą, też w gipsie. Lekarz powiedział:
- To jest tylko niegroźne pęknięcie kości nadgarstka, ale w pana wieku każdy taki uraz to już poważna sprawa.
- Niech mi pan nie wypomina mojego wieku - rzekłem ze złością, bo w pokoju zabiegowym była młoda pielęgniarka i ja znowu zapomniałem o tym, że jestem stary, i zaczęło mi się w głowie coś roić.

Codziennie przychodzi Maciek, żeby zagrać z dziadkiem w szachy. Wczoraj zrobiło się mi żal Maćka, bo uzmysłowiłem sobie, że on jest z tego przejściowego pokolenia cywilizowanego świata, które nie może liczyć na jakieś wielkie przygody. Na przykład wyjść na szczyt góry, na którym jeszcze nie stanęła ludzka noga. Za moich młodych lat Czomolungma była dziewiczą górą, a dzisiaj droga na jej szczyt jest zaśmiecona puszkami po coca coli i workami foliowymi. W dżunglach Ameryki Południowej jeszcze nie tak dawno były miejsca, na których nie spoczęło ludzkie oko, a dzisiaj te miejsca są wykarczowane i rośnie tam koka. Za moich młodych lat o wyprawach na księżyc to nawet nie pisali autorzy fantastyczno-naukowych książek, taką wydawało się to mrzonką. A, zobaczycie, za trzydzieści lat księżyc będzie tak obesrany, jak dzisiaj lasy i górki w pobliżu większych miast. Za moich lat Afryka była rajem dla milionów zwierząt, z którymi tubylcy żyli w mniejszej lub większej zgodzie. Dzisiaj Murzyni strzelają do zwierząt z kałasznikowów, choć częściej strzelają do samych siebie, i raju już dla nikogo nie ma w Afryce. Maciek nawet nie może pojechać do Afryki na safari, bo prawdziwych safari też już nie ma. W Kenii wypuszczają z klatki (tak, żeby myśliwy tego nie widział) dzikiego zwierza naszprycowanego środkami nasennymi, no i dalej wiadomo.

Maćka nic ciekawego nie czeka w tego rodzaju dziedzinie przygód. Wszystko jest odkryte, wszystko jest zdobyte, wszystko jest sfilmowane. Śmieszą mnie organizowane tu i tam kursy przeżycia w trudnych warunkach naturalnych, w dżungli czy pustynnym pustkowiu. Dla kogoś, kto ma telefon komórkowy, GPS i śmigłowiec na wezwanie, nie ma trudnych warunków naturalnych. Trzeba organizować kursy przeżycia w wielkich miastach, bo to teraz najgroźniejsze dżungle z dzikimi zwierzętami.

Moi prawnukowie będą przeżywać przygody w innych dziedzinach, a nawet w innych wymiarach. Kosmos, gdzie duże odległości i zjawiska są w miarę przewidywalne. Świat kwantów, gdzie wszystko jest mikro i zjawiska są nieprzewidywalne. To, co dzisiaj nazywamy parapsychologią, gdzie można odbywać bezcielesne podróże. Medycyna i biologia, dzięki którym stworzymy idealnego człowieka (Super Rambo?) i odtworzymy dinozaury.

Maciek już się nie załapie na te przygody. Na jedne przygody urodził się za późno, na drugie za wcześnie. Chyba że niedługo pierdykną bomby atomowe i Maciek, jeśli przeżyje, zacznie od nowa budować cywilizację ziemską.

Tak mi było żal Maćka, że urodził się w niedobrym czasie, że dałem mu wygrać w szachy. Ale on mnie przejrzał.
- Oszukuje dziadek - powiedział rozżalony. - Specjalnie postawił wieżę tutaj, żebym ją zbił.

Gdy wyzdrowieję, zaproponuję Maćkowi wyścigi na rolkach. Wówczas na pewno wygra ze mną, bez oszukiwania z mojej strony. Chociaż, jeśli miesiąc wcześniej zacznę trenować?