niedziela, 1 maja 2011

CZARNY, CHIŃSKI ATRAMENT I KONIEC

Kupiłem czarny, chiński atrament w sklepie papierniczym. I w drodze do domu zostawiłem go w sklepiku z prasą "Kolporter". Zdałem sobie z tego sprawę dopiero w nocy, gdy chciałem napełnić pióro atramentem. Następnego dnia poszedłem do "Kolportera" i mówię, że wczoraj zostawiłem tutaj atrament i chciałbym go wziąć. Sprzedawczyni na to, że nie było żadnego atramentu. Jak nie było, jak było, myślę sobie, ale delikatnie naciskam, że na pewno zostawiłem. Ona, że nie i nie. W takim razie, postanowiłem ze złością, ja cię babo urządzę, tak, że już nigdy nikomu nie zabierzesz atramentu.
Zadzwoniłem na policję. Odebrał oficer dyżurny. Mówię zdenerwowany:
- Chciałem zgłosić przywłaszczenie mojego mienia w postaci towaru produkcji chińskiej. Tylko nie wiem, czy muszę przyjść osobiście na posterunek policji, czy policja przyśle do mnie ekipę dochodzeniowo-śledczą.
- Zaraz, zaraz, nie tak szybko - oficer dyżurny usiłował mnie uspokoić. - Czy ten towar został legalnie sprowadzony z Chin? I ma pan na to dokumenty?
- Zakupiłem jak najbardziej legalnie. Mam paragon - oświadczyłem.
- Ile było tego towaru? TIR? Wagon kolejowy?
- Znacznie mniej.
- A dokładnie?
- Butelka atramentu.
- Jaka butelka? - zdziwił się policjant.
- Taka butelka w jakich atrament sprzedają - powiedziałem ze złością na policjanta, że taki nierozgarnięty.
- Nie wiem w jakich butelkach atrament sprzedają. Niech mi pan powie, jaka jest wartość tego atramentu?
- No, grubo ponad sześć złotych.
- Sześć złotych? - policjant zdziwił się jeszcze bardziej niż przed chwilą.
- Ale to nie jedyna moja strata. Przez noc nie mogłem nic napisać, bo nie miałem czym, i straciłem drugie sześć złotych, albo nawet i siedem, bo ja żyję z pisania książek.
- Panie! Panie! - ze złością odezwał się policjant, nie wiem dlaczego. - Niech pan idzie do sklepu i kupi sobie drugi atrament.
- Kiedy nie mam pieniędzy.
- To niech pan zarobi! - rozdarł się.
- Jak mam zarobić, kiedy właśnie ukradziono mi to, czym zarabiam. Atrament to moje narzędzie pracy.
- Panie, ja jednak przyślę do pana kilku policjantów.
- Trzeba było tak od razu, panie oficerze - ucieszyłem się i już sobie wyobraziłem, jaką będzie mieć miną sprzedawczyni z "Kolportera", gdy przyjdę do niej z grupą policjantów.
A on dodał:
- I jak oni panu przyleją pałami, to się panu odechce wydzwaniać z głupotami na policję - i odłożył słuchawkę.
Z oburzenia aż nie mogłem nabrać oddechu. Wiele razy słyszałem o lekceważeniu obywateli przez policję, a teraz doświadczyłem tego na własnej skórze. Nie popuszczę. Napiszę skargę do Komendy Wojewódzkiej Policji i do Komendy Głównej. A jeśli i oni nie postąpią właściwie, nie ujmą się za mną i nie odbiorą z "Kolportera" mojego atramentu, napiszę skargę do Strasburga.

I to jest koniec bloga EMERYT POLSKI. Wcześniej zamierzałem, właśnie na koniec, opisać w jak perfekcyjny sposób popełnił samobójstwo Karol Trzaska, czyli Emeryt Polski. Ale uznałem, że byłoby to jak instrukcja obsługi dla innych samobójców. A nie każdy, kto "popełnia" samobójstwo, chce naprawdę umrzeć. Sposób Karola Trzaski nie daje możliwości odwrotu.

Serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników.
Ryszard Sadaj.