poniedziałek, 6 lipca 2009

5. PIERWSZY KROK DO SAMOBÓJSTWA.

Poszedłem do przychodni zdrowia na Placu S. (teraz to się nazywa Niepubliczny Zakład... i dalej nie pamiętam), jak zawsze do doktor Bełtowskiej. Ja, żona, dzieci, u niej leczyliśmy się od lat.
- Dzień dobry panie Karolu - ucieszona powiedziała na mój widok i chyba naprawdę była ucieszona (że jeszcze żyję?). - Dawno pana nie widziałam. Ostatni raz... - zajrzała do kartoteki. - Cztery lata temu.
- Jakoś zdrowie mi dopisuje. Nie narzekam.
I rzeczywiście tak jest. Nigdy na nic poważnego nie chorowałem.
- Cieszę się, panie Karolu. Lecz tym razem coś pana do mnie przywiodło - stwierdziła.
- Pani doktor, zdaje się, że tracę pamięć.
- Ja też, panie Karolu - uśmiechnęła się doktor Bełtowska. - To sprawa wieku, nic na to nie poradzimy. I nie ma na to lekarstwa.
Po takiej odzywce postanowiłem dłużej nie ciągnąć o niepamięci, tylko od razu przejść do rzeczy. Czasami szybko realizuję swoje plany.
- I mam problemy z zasypianiem. Męczę się kilka godzin nim usnę - skłamałem.
- Na to, na szczęście, są lekarstwa.
Doktor Bełtowska zapisała mi Imovane. Jedna tabletka przez położeniem się do łóżka.
Właśnie sprawdzam jak te tabletki działają. Nigdy nie brałem tabletek nasennych. Połknąłem dwie, popiłem herbatą.
Coś jakby ręce mniej sprawne, coraz częściej mylą mi się klawisze komputera.
Postąpiłem pierwszy krok do samobójstwa, czy, jak to się dzisiaj powiada, eutanazji na własne życzenie. Usnąć i umrzeć. Czy po wszystkich życiowych nieszczęściach nie byłoby to szczęśliwe zakończenie? Co na to Bóg? - ktoś może zapytać. W Piśmie nigdzie nie jest potępione samobójstwo. To kolejny dogmat Kościoła, który nie ma potwierdzenia ani w Starym, ani w Nowym Testamencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz