czwartek, 2 lipca 2009

4. KOMPLET NA ŚMIERĆ.

Jeszcze myślę o niedawnej wizycie u Somerów.
Dużo czytałem o kłopotach, jakie sprawiają chorzy na Alzheimera. Nie potrafią ubrać się samodzielnie, nie potrafią jeść, fajdają w gacie, co akurat widziałem na własne oczy, dzień miesza się im z nocą, żona z sąsiadką, nie poznają własnych dzieci, wychodzą z domu i przepadają. Serce bije, krew krąży, a mózg zamieniony w galaretę. Nie chciałbym się znaleźć w takim stadium życia. Lepiej wcześniej popełnić samobójstwo, kiedy człowiek jest jeszcze zdolny do tego.
Postanowiłem chodzić do lekarza i udawać, że mam kłopoty z zaśnięciem. Lekarz będzie mi zapisywał pigułki na zaśnięcie. Uzbieram ich tyle, że gdy uznam iż przyszła odpowiednia pora, połknę dwie garści tabletek, popiję alkoholem i elegancko odejdę. Elegancko, to wyobrażam sobie, że mieszkanie wysprzątane, wywietrzone z dymu tytoniowego, a ja leżę w świeżej, czystej pościeli, tyle że trupek. Na pewno nie będę leżał tak długo, żebym zaczął się rozkładać i śmierdzieć. Wtedy na darmo poszłoby wietrzenie mieszkania i zmiana pościeli. Sąsiedzi, ci z nich, którzy od dawna mieszkają w kamienicy (bo jest coraz więcej nowych lokatorów, którzy wykupili mieszkania od miasta, i ci nie interesują się sąsiadami, jakby mieszkali na pustyni), zwrócą uwagę, że Trzaska od dwóch dni nie wychodzi z mieszkania.
Przypomniało mi się. Prawdziwe. Były prezydent USA, Ronald Reagan, wyszedł z żoną na spacer, to znaczy ona z nim wyszła, i dziwił się: dlaczego wszyscy mi się kłaniają? Wtedy pewnie jeszcze nie było z nim najgorzej, skoro zarejestrował w głowie, że mu się ludzie kłaniają.
Ktoś dzwoni do drzwi.

Nie było mnie pół godziny w mieszkaniu. To dzwoniła sąsiadka z drugiego piętra, Jadwiga Stykowa, też nauczycielka, tyle że z podstawówki. Nawet dyrektorką szkoły była. Piszę "nawet", bo tak, prawdę, jest głupia jak but. Współczuję nauczycielom, którzy byli jej podwładnymi. Gdy wychodzę z mieszkania, nadsłuchuję, czy na schodach nie ma Stykowej, nie chce mi się jej słuchać. Tym razem nie miałem wyjścia, musiałem z nią rozmawiać. Nie zawsze jestem grzeczny, lecz nikomu drzwi nie zatrzaskuję przed nosem.
- Panie Karolu - powiedziała szybko, rozgorączkowana, ale zadowolona - kupiłam wczoraj biustonosz i mam już komplet na śmierć. Chce pan zobaczyć?
Zbaraniałem. W ogóle nie rozumiałem o co chodzi.
- Jaki komplet, pani Jadwigo?
- Czarny i wszystko jedwabne, panie Karolu. Ja śmierć traktuję poważnie.
- Ale jaką śmierć? - zapytałem, przypominając sobie, że dopiero co też rozmyślałem o śmierci.
- Własną.
Własną, czyli moją? Jej się coś mąciło albo mnie się mąciło.
- Zaraz, pani Jadwigo. Czy kupiła pani czarny biustonosz na moją śmierć? - wpierw chciałem to rozstrzygnąć.
- Panu zawsze świństwa w głowie - Stykowa prześwidrowała mnie swoimi pajęczymi oczami. - Chyba nie chodzi pan w biustonoszu?
- Nie. W butach raczej - odruchowo odrzekłem, bo z tym skojarzyło mi się słowo "chodzi".
- Ja na pana miejscu nie miałabym głowy do dowcipów - spojrzała na mnie krytycznie. - Nie jest pan dużo młodszy ode mnie.
- Jakie dowcipy? Jakie dowcipy? - zdenerwowałem się.
- Że chodzi pan w butach, a nie w biustonoszu.
- Bo tak jest. Gdzie tu pani widzi jakiś dowcip?
- To chce pan zobaczyć mój komplet czy nie? - zapytała, już obrażona na mnie.
Mimo wszystko byłem zaintrygowany. Pierwszy raz słyszałem o jakimś komplecie na śmierć, to tego czarny biustonosz?
- Chcę.
Poszedłem do Stykowej. Zaprowadziła mnie do pokoju, w pokoju do tapczanu, na którym leżały różne części ubrania.
- Widzi pan? Niczego nie brakuje - była z powrotem zadowolona, jak w chwili, kiedy otworzyłem jej drzwi. - Wszystko czarne i w najlepszym gatunku. Czarny uwielbiam.
Rzeczywiście, odkąd pamiętam Stykowa zawsze ubierała się na czarno.
- Bluzka, staniczek, halka, pończochy, podwiązki. Brakowało mi tylko porządnego biustonosza. Dzisiaj rano pomyślałam, że może to stanie się już jutro, i wzięłam z emerytury i kupiłam za sto pięćdziesiąt złotych - podniosła czarny biustonosz na wysokość moich oczu. Mogę mniej jeść, ale na śmierci nie będę oszczędzać.
- A to? - pokazałem na leżące obok czarnych butów różaniec i książeczkę do nabożeństwa.
- Należałam do partii, lecz zawsze byłam wierząca. Dawniej co niedziela jeździłam na mszę do Myślenic. Później chodziłam już tylko do naszej świętej Anny. Widzi pan, Karolu, też robiłam komunę na szaro, ale wcale się tym nie chwaliłam.
- Dobrze, pani Jadwigo. Lecz po co mi to pani pokazuje?
- Pomyślałam, że pan przyjdzie na mój pogrzeb.
- Przyjdę - powiedziałem, choć wcale nie byłem tego pewien, bo nie lubię i unikam pogrzebów.
- Chciałabym, żeby, kiedy będę leżeć w otwartej trumnie, sprawdził pan czy to ubranie - Stykowa pokazała na tapczan - mam na sobie. Moja córka, znam ją jest chytra, może sobie przywłaszczyć, a mnie pochować w starych szmatach. W niedzielę, gdy byłam na mszy, znowu grzebała w mojej szafie.
O tym, jaka jest córka Stykowej, słyszałem sto razy. Na pewno nie pochowa matki w tych jedwabiach, obwinie w prześcieradło albo stary ręcznik kąpielowy i każe przybić wieko trumny gwoździami. Za młodu była bardzo ładna i miała duże piersi, i dalej ma duże, tyle że jak, gdzieś piętnaście lat temu na jej imieninach, obłapiłem ją w kuchni i zdarłem biustonosz (biały), bezwiednie aż odskoczyłem od niej. Przestraszyłem się, że cycki spadną mi na stopy. Zatrzymały się jednak na wysokości pępka.
To ubranie na śmierć rozstroiło mnie. Zamierzałem o czymś innym pisać, a teraz nie chce mi się o niczym. W pewnym wieku wszystko, co ma związek ze śmiercią, działa przygnębiająco. W pewnym wieku, bo na przykład dla młodych dziennikarzy z tv24 (najczęściej oglądam) katastrofa samolotu, w którym zginęło sto pięćdziesiąt pasażerów, to radocha, woda na młyn, jest o czym mówić i co pokazywać na okrągło. Aż im się oczy świecą ze szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz