niedziela, 6 września 2009

CZARNO WIDZĘ

Dopadła mnie chandra. Leżę, czytam, słucham i oglądam wiadomości tv na różnych stacjach, piję czerwone wino, usypiam, jem, leżę, słucham i oglądam, piję czytam, usypiam... Tak od kilku dni.

Doktor Wacek powiedział przez telefon, że Marylka znowu odeszła w swój świat i w najbliższym czasie nie mam po co przyjeżdżać do Kobierzyna. Pocieszeniem dla mnie jest to, że (według doktora Wacka) świat Marylki jest coraz mniej okrutny, ma coraz mniej związków ze współczesnymi realiami, a więcej w nim baśni z już nie czytanych książek dla dzieci. Rycerze, księżniczki, złe i dobre czarownice.

W mojej najbliższej rodzinie (Tomek, Katarzyna, Marcjan, wnukowie) wszyscy żyją w osobnych i raczej osamotnionych światach. Kiedyś myślałem, że będzie inaczej, że utworzymy wielopokoleniową rodzinę i jakoś tam, ale bardziej lepiej niż gorzej, będziemy razem funkcjonować. Nie wyszło. Czasami widuję takie rodziny, w których, tak mi się przynajmniej wydaje, jest coś więcej niż tylko związek krwi. Sama wspólnota krwi nie tworzy przecież żadnego związku. Nie chodzi mi o to, żeby było idealnie, miłość i oddanie od rana do wieczora, gładkie i ciepłe słówka, obiadki przy jednym stole itp., tylko abym wiedział, że po kilku dniach niewidzenia się, ktoś przestraszył się, czy mi się coś złego nie przytrafiło i przyszedł mnie odwiedzić. Tak, jak jest teraz, to mogę zdechnąć i dopiero smród rozkładającego się ciała zmusi kogoś, aby się zainteresować co się dzieje za zamkniętymi drzwiami Karola Trzaski. Wcześniej, gdy żyła Stykowa, mogłem liczyć, że ona przynajmniej zainteresuje się... Teraz mi jej brakuje, a myślałem, głupi, że jej nie lubię.

To nie starość jest straszna, jak ktoś mógłby sobie pomyśleć. Niedobrze może być i w młodości, i w średnim wieku, kiedykolwiek. Samotność jest straszna.
Pamiętam taką historię (zdaje się, że z jednej z książek Bukowskiego, amerykańskiego pisarza polskiego pochodzenia), kiedy to bohater opowieści słyszy przez ścianę mieszkania, jak przez wiele dni sąsiad psychicznie maltretuje swoją żonę i bije ją. Którejś nocy bohater nie wytrzymuje i zabija sąsiada. I to było najgorsze co mógł zrobić dla tamtej kobiety, bo ona wolała być bita, poniewierana, poniżana, niż pozostać sama.

Czekam na przylot z Ameryki Jasia Cz. Napisał mi przez internet, że przylatuje do Polski aby umrzeć. Jest w moim mniej więcej wieku. Jak go znam, jego umieranie będzie bardzo pomysłowe. To rozrywkowy gość. Dwa lata temu, gdy był w Polsce, obaj mało nie umarliśmy od nadmiaru rozrywek, a wtedy jeszcze nie miał w planie umierania.
Jasio Cz. ma raka płuc, z przerzutami. Poza tym nic mu nie dolega.

1 komentarz: