piątek, 18 września 2009

ŹLE ULOKOWANE UCZUCIA MAŁKOWSKIEJ

Rano obudził mnie domofon. Patrzę na zegarek: siódma. O tej porze nawet śmieciarze po kubły nie przyjeżdżają. Pomyślałem, że ktoś pomylił przyciski domofonu i nie wstaję z łóżka. Ale znowu sygnał domofonu.
- Słucham.
- Otwieraj, Karol.
Głos Ilony Małkowskiej. No tak, znowu chce zostawić u mnie jamnika. Raz biedne psisko siedziało u mnie cały dzień i narobiło smrodu. Później Małkowska miała pretensje, że nie przyszło mi do głowy aby pójść na spacer z Foksi. Do głowy mi to przyszło, ale gdy sobie wyobraziłem mnie, 182 cm wzrostu, z jamnikiem miniaturką na złotej (chodzi o kolor) smyczy, wolałem się nie wystawiać na pośmiewisko.
Ale do mieszkania Ilona weszła bez psa.
- Co się stało? - zapytałem.
Myślałem, że w odpowiedzi usłyszę o strasznej burzy gradowej w Skawinie (grad będzie wielkości piłek futbolowych), albo o katastrofie lotniczej nad jej wiejskim domem (oderwana od samolotu kabina z pilotami wpadła do ogrodu), albo o napadzie na dom (bandytami byli znani aktorzy Teatru Wielkiego), albo że Foksi zatrzasnęła się w zamrażarce i spędziła tam całą noc, a mimo to żyje, tylko trudno nawiązać z nią kontakt. Ilonie nie przydarzały się rzeczy zwykłe, banalne, jak innym śmiertelnikom. Dlatego byłem zaskoczony, gdy usłyszałem wypowiedziane obolałym głosem oświadczenie:
- Karol, zakochałam się.
No nie, pomyślałem rozczarowany, takie uczucia przydarzają się prawie wszystkim kobietom, bez względu na wiek, urodę i pochodzenie. Ale żeby komuś tak wyjątkowemu jak Małkowska? Poza tym cztery razy wychodziła za mąż i tyle samo razy rozwodziła się. W międzyczasie miała paru narzeczonych, między innymi księdza katechetę (dopiero w trakcie narzeczeństwa z nim dowiedziała się, że to kapłan). Zdziwiłem się że coś takiego, jak zakochanie się, Ilona traktuje poważnie.
- Zakochałam się w kimś nieodpowiednim - dodała.
- Jesteś wolna i dorosła - powiedziałem - masz prawo zakochać się w kim chcesz.
- Ale ja się zakochałam w mężu mojej najlepszej przyjaciółki. Razem studiowałyśmy i do dzisiaj przynajmniej raz w tygodniu się spotykamy. Przez te wszystkie lata ani raz nie pokłóciłyśmy się.
- To rzeczywiście problem - przyznałem.
- W dodatku ona jest jak święta. Co miesiąc wysyła pięćdziesiąt złotych na wykształcenie swojego syna, Murzynka, który mieszka w Afryce, w Rwandzie czy gdzieś tam.
- Święta i ma dziecko z Murzynem? - nie rozumiałem.
- Nie. To taki przybrany syn. Pieniądze wysyła zakonnicom, misjonarkom, które się opiekują dziećmi w Afryce.
- Aha.
- Ona jest z tych, co to każdemu żebrakowi dają złotówkę, obojętnie nie przejdą obok leżącego na ulicy, choćby ten miał pod głową butelkę z niedopitym winem i śmierdział na pięć metrów.
- Jak ona taka dobra, to może podzieli się z tobą swoim mężem - zażartowałem.
- Zwariowałeś! Ona go kocha bardziej niż ja swoją Foksi. Poza tym ja nie chciałabym dzielić się nim z kimkolwiek.
- To musi być jakiś wyjątkowy chłop, skoro dwie taakie kobiety pragną go mieć.
- Gdzie tam, to zero - ze złością prychnęła Małkowska. - Tylko śpi, pije, gra w kasynie, i podejrzewam, że to nie wszystko.
- W takim razie musi być bardzo przystojny - do takiego doszedłem wniosku, bo jak inaczej to wytłumaczyć. - I młody - dodałem, uświadomiwszy sobie, że i ja nienormalnie reaguję na młode kobiety.
Niektórzy mężczyźni zakochują się w prostytutkach.
- Ani jedno, ani drugie - odrzekła. - Facet po pięćdziesiątce, łysy, siwy, w okularach ze szkłami grubymi na centymetr, że ledwie oczy mu widać. Do tego po domu chodzi w kalesonach, wyobrażasz sobie?
- Jak znam i widzę ciebie - spojrzałem na ciuchy Małkowskiej, wszystkie z najlepszych, markowych sklepów - to nie wyobrażam sobie, żebyś się mogła zakochać w tego rodzaju mężczyźnie.
- Właśnie, Karol, ja też sobie czegoś takiego nie wyobrażałam - rozpaczała Ilona, nie zauważając, że już z pięć minut miesza długopisem herbatę.
- Pozostaje tylko jedno, jest bardzo bogaty - wydawało się mi, że trafiłem, bo dużo pieniędzy na koncie czyni atrakcyjnym nawet utykającego garbusa.
- Akurat. Nigdy nie ma ani grosza. Wykorzystuje materialnie moją przyjaciółkę. Ona utrzymuje dom, płaci wszystkie rachunki, a on jeszcze naciąga ją na papierosy, gazety i w dodatku bezczelnie domaga się, kiedy ma kaca, żeby mu kupić piwo.
To jakiś niezwykły gość, pomyślałem. I nie mogłem nie zapytać:
- To kim on jest, co w ogóle robi?
- Nic nie robi, poza tym, co mówiłam. Najwyżej czasami, raz na parę lat, napisze jakąś książkę.
No to już wiedziałem, zdawało mi się.
- Ilona, pozostaje tylko jedno wytłumaczenie - powiedziałem. - Zakochałaś się nie w nim, tylko w jego książkach. Inaczej nie da się tego wyjaśnić.
- Nie, Karol. Nie przeczytałam ani jednej jego powieści. Nie wierzę, aby on potrafił napisać coś dobrego. Prawdziwi pisarze nie zachowują się i nie żyją tak, jak on. Raz, gdy byłam u przyjaciółki, on wrócił do domu pijany jak bydlę i porzygał się w przedpokoju.
- I to cię nie odstręczyło od niego?
Ilona chwilę milczała, po czym rzekła:
- Sama, zamiast jego żony a mojej przyjaciółki, zebrałam w szmatę te rzygowiny. Później u siebie w domu, a kąpałam się wtedy, gdy sobie uświadomiłam co zrobiłam, i przypomniał się mi widok i smród jego rzygowin, sama zwymiotowałam do wody w wannie. Myślałam, że zwariuję, ale pocieszałam się, że już mi przeszła ochota na niego, bo jak nie patrzyć bez odrazy na takiego faceta.
- No i co? - zaczęło mnie to coraz bardziej zaciekawiać.
- Następnego dnia, w południe, pojechałam do Krakowa na zakupy, i zaraz znalazłam się u mojej przyjaciółki. Pomyślałam, że ona jest tak wściekła na niego, za to co wczoraj zrobił, że mu nawet herbaty nie poda. Po drodze kupiłam butelkę piwa i ukradkiem, żeby przyjaciółka nie widziała, wsunęłam mu pod poduszkę. On szepnął: jesteś kochana. Wówczas mało co, a weszłabym do niego pod kołdrę.
- Ilonko, ty chyba zwariowałaś - powiedziałem, bo to rzeczywiście wyglądało mi na chorobę.
- Karol, dłużej nie wytrzymam - Małkowska zaczęła płakać. - Dłużej nie wytrzymam. Albo ja, albo ona. W końcu do tego doszło.
- To znaczy, w końcu pokłóciłyście się? - zapytałem, bo wydawało się mi logiczne, że wcześniej czy później musiało dojść do konfrontacji.
- Tak pewnie byłoby najlepiej. Powinna mi zakazać wstępu do domu, lecz ona nie jest do tego zdolna. Nawet nie wiem, czy w ogóle zauważa, co się ze mną dzieje.
- A on?
- On ma wszystko w dupie. Za wyjątkiem, oczywiście, wódki i ruletki, bo pić i grać uwielbia. Kiedyś ukradkiem weszłam za nim do kasyna w hotelu Cracovia. Gdyby tak ode mnie nie odrywał wzroku, jak nie odrywał od tej głupiej kulki...
- Ilona, musisz iść do psychologa - powiedziałem stanowczo. - To jest jakieś chorobliwe zauroczenie.
- Boję się, Karol - Małkowskiej nie przestawały lecieć łzy.
- Wizyta u psychologa nie boli, przynajmniej w sensie fizycznym. Chcesz, zaprowadzę cię - zaproponowałem.
- Nie psychologa się boję. Przedwczoraj byłam z przyjaciółką w Tatrach. Lubimy chodzić po górach, a on nigdy z nami nie pojedzie. W drodze nad Czarny Staw miałam ochotę zepchnąć ją ze ścieżki. Ledwie się powstrzymałam. Tego się boję.
- Tym bardziej musisz pójść do psychologa - nalegałem.
- Tak, pójdę.
- Znam jednego. Mówią, że jest dobry. Uczyłem w liceum jego syna. Chcesz, to teraz zadzwonię i umówię cię na wizytę. Nie ma co zwlekać, skoro takie myśli cię nawiedzają.
- Nie dzisiaj, Karol. Już zadzwoniłam do przyjaciółki, że jestem w drodze do niej.
- To zadzwoń, że nie przyjdziesz. Nie przeciągaj struny - ostrzegłem, ale bez wiary, że Małkowska mnie posłucha.
- Nie mogę. Ona czeka na mnie.
- Myślisz o niej, czy o nim?
- Karol, nie dręcz mnie.
- A możesz mi powiedzieć, jak ten pisarz się nazywa? Może czytałem jego książki.
- Nie. I nie bądź wścibski - Ilona rozzłościła się i wstała od stołu, nie wypiwszy nawet łyka herbaty.
- To kup temu biedakowi puszkę piwa - też się rozzłościłem.
- A żebyś wiedział, kupię - trzasnęła drzwiami.
Po wyjściu Małkowskiej cały dzień, aż do późnej nocy, słuchałem wiadomości z rozgłośni krakowskich, czy nie będą mówić o zamordowaniu jakiejś kobiety. Nie słyszałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz