niedziela, 14 lutego 2010

LEGENDA O ARYSTOTELESIE

Ochłodziły się moje uczucia i zmysły. Nie tylko moje, Ilony Małkowskiej także. Powoli wracamy do naszej wcześniejszej relacji: przyjaciel - przyjaciółka. Coraz mniej czasu spędzamy w pozycjach równoległych do siebie i równoległych do ziemi jednocześnie i jest to takie bardziej dla zdrowia, że tak nazwę. Spokojnie, przewidywalnie, bez większego uniesienia, ale też miłe. Tylko że oboje zdajemy sobie sprawę, że ten rodzaj związku pomiędzy nami kończy się. Lecz to nam nie przeszkadza, częściej rozmawiamy, oglądamy telewizję, dwa razy poniosło nas nawet do teatru Bagatela na komedyjki. Nie rozstaniemy się mimo to.

Rzadko się zdarza, żeby kobieta i mężczyzna pozostawali w przyjaźni po schłodzeniu uczuć i rezygnacji z seksu. Nam się to chyba zdarzy. Oboje jesteśmy samotni, nie chcemy całkowitej separacji. Teraz nawet lepiej się dogadujemy, mniej tajemnic i niedopowiedzeń. Po prostu znamy się jak dwa łyse konie. (Znowu się muszę zastanowić: dlaczego jak dwa łyse konie? I co to w ogóle jest łysy koń? Stary? Bez grzywy? Ale nie widziałem konia bez grzywy. Dawniej nie roztrząsałem różnych powiedzeń). Czyli, że znamy się bardzo dobrze. Znamy się lepiej niż uprzednio.

Jeżeli chodzi o sam seks, to nam się po prostu już nie chce. Nie, że nie chce generalnie, tylko nie chce nam się siebie. Ta przygoda dobiega końca. Zauważyliśmy (mogę stwierdzić także w imieniu Ilony), że już nie jesteśmy młodzi i ładni, że nie mamy sprężystych, umięśnionych ciał, że zmarszczki na twarzy i szyi i lepiej żeby w pokoju było zgaszone światło. Samo piękno duszy, jak wiadomo, nie wystarcza. Dawniej mogłem długo "intelektualnie" rozmawiać z głupią gęsią, pod warunkiem, że była ładna. Piękno czyniło z niej mądrą, ciekawą, nawet szlachetną. Piękno to naturalne wywyższenie i nie ma się co zżymać na to, że ludzie są nim niesprawiedliwie obdzieleni. Wielu intelektualistów, artystów, prawdziwie mądrych ludzi zakochuje się w samym pięknie. Poeci przydają pięknu bez liku przymiotników o dobrym zabarwieniu. I to jest dobre, bo piękna kobieta i przystojny mężczyzna czynią świat wspanialszym o ten jeden aspekt (od łacińskiego "aspectus": spojrzenie, widok). Reszta to o dupę rozbić.

Gdy przyjdzie ciepła wiosna i kobiety porozbierają się, hormony znowu zaczną grać. Nic na to nie poradzę. Dziewczęta na ulicy będę widział nagie, jak je widzą najlepsze prześwietlacze rentgenowskie w bramkach na lotniskach. Będę sobie wyobrażał... Z nimi chętnie, nawet zaraz po wyjściu na Kilimandżaro (niedawno opowiadali mi znajomi, że to straszna mordęga).
Myślę, że jeśli to czyta dwudziestolatek, oburzy się: że też dziadkowi jeszcze się chce i ma czelność głosić to, zboczeniec! Nie dziwię się. Erotyka kojarzy się z młodością. Dwudziestolatek nie marzy o pójściu do łóżka z siedemdziesięcioletnią kobietą, a jeśli marzy, to wtedy jest to zboczenie. Przyjdzie dzień, że dwudziestolatek będzie miał siedemdziesiąt lat i zacznie ociekać śliną na widok młodej kobiety. Czy wówczas nazwie siebie zboczeńcem? Piękno jest ponadczasowe także pod tym względem.

Jest piękna legenda o Arystotelesie, którą niedawno przypomniał w Gazecie Wyborczej Adam Leszczyński. Trudno mi się oprzeć i nie przekazać jej dalej. Legenda ma związek z ponadczasowością piękna, w tym sensie, jak napisałem przed chwilą. Poza tym jest przestrogą dla starych pryków, którzy uważają, że obecne młode pokolenie jest zepsute, że młodzi myślą tylko o pieniądzach i seksie. Wszyscy o tym myślą.

Oto wspomniana legenda:
Wielki filozof Arystoteles, nauczyciel młodego króla Aleksandra Wielkiego, próbował skłonić go do porzucenia pięknej kochanki Filidy. Filozof uważał, że namiętność pochłania czas i energię króla, przez co ten zaniedbuje swoje obowiązki. Odbył z wychowankiem poważną rozmowę, w której apelował do jego rozsądku i poczucia odpowiedzialności. Aleksander wprawdzie niechętnie, ale w końcu dał się przekonać racjonalnym wywodom nauczyciela.
Wściekła Filida chciała się zemścić na filozofie i odzyskać względy Aleksandra. Uknuła więc prosty plan. Pewnego poranka, kiedy Arystoteles był pogrążony w lekturze poważnych ksiąg, przyszła w stroju niedbałym do ogrodu pod oknem jego pracowni. Zaczęła tańczyć i śpiewać. Stary filozof nie mógł powstrzymać pożądania. Zamknął nudne księgi, wybiegł do ogrody i wyznał Filidzie, czego pragnie (niektóre wersje opowieści opisują z upokajarzącymi detalami niezdarne zaloty brodatego mędrca.

Filida postawiła warunek: spełni życzenie, ale tylko wtedy, kiedy Arystoteles założy siodło, zacznie chodzić na czworaka i udawać konia, a ona przejedzie się na jego grzbiecie po ogrodzie. Kiedy dziewczyna dosiadła już filozofa, zaśpiewała pieśń na cześć miłości. Wtajemniczony w plan król Aleksander, który patrzył na tę scenę z ukrycia, wyskoczył zgorszony. "Mistrzu, jak to możliwe?" - zapytał czerwonego jak burak filozofa.
Zgodnie z legendą Arystoteles - jak na mędrca i wychowawcę przystało - usiłował wybrnąć z tej kompromitującej wpadki, wygłaszając umoralniający wykład. Jeżeli mądry, siwowłosy filozof, stary i doświadczony, nie potrafi oprzeć się sile miłości, tym bardziej Aleksander, młody i porywczy, powinien się mieć na baczności. Aleksander wysłuchał mistrza i wybaczył mu, ale przywrócił Filidę do łask.

1 komentarz:

  1. Panie Emerycie bardzo ucieszyly mnie Panskie przemyslenia dotyczace piekna, od dzisiaj bede sie cieszyla z tego, ze jestem ladna, a nie denerwowala na facetow, ze sie ciagle za mna ogladaja. Bede to robila w sluzbie piekna! PS: bardzo mily ten Pana blog, taki cieply i serdeczny:) // Pozdrawiam Piekna dwudziestoparoletnia :)

    OdpowiedzUsuń