niedziela, 7 lutego 2010

BOGUŚ HAZARDZISTA 2

Odnowiłem znajomość z Luśką Stykówną. Kiedyś połączyła nas krótka chwila pożądliwości, raz jeden. Później trwała długa chwila obojętności wzajemnej. Następnie miał miejsce incydent na cmentarzu w Batowicach, kiedy to odkryłem, że matka Luśki leży w trumnie nie w tej bieliźnie, którą sobie kupiła na śmierć. Jadwiga Stykowa, matka Luśki, za swojego życia pokazała mi ubranie, jakie sobie naszykowała do trumny. Poprosiła przy tym, abym sprawdził, czy w trumnie będzie mieć to samo ubranie. Nie miała. Luśka pochowała matkę bez czarnego, jedwabnego biustonosza, kupionego, jeśli dobrze pamiętam, za 150 zł. W kaplicy cmentarnej zrobiła się wtedy awantura. Od tego czasu, do niedawna, Luśka i ja nie odzywaliśmy się do siebie.

Od kilku dni, odkąd Boguś mieszka, czy raczej ukrywa się u Luśki, często się widujemy. Ona przychodzi do mnie po jakieś ubranie na zmianę dla Bogusia, ja przychodzę do niej, żeby zagrać z Bogusiem w szachy. Luśka jest wtajemniczona w całą tę aferę z Bogusiem jako bohaterem i bardzo się jej podoba, że u niej przebywa mężczyzna, którego podobizny są porozwieszane w całym Krakowie i którego poszukuje policja. Pewnie przypomina jej to filmy sensacyjne.
Tylko że, spostrzegłem, oprócz roli jaką gra w tym wydarzeniu, spodobał się jej sam poszukiwany. Gdy powiedziałem, że jest kwestią kilku najbliższych dni i Boguś będzie się mógł przenieść do Kobierzyna, Luśka powiedziała zagniewana:
- Pan, profesorze, zawsze wszystko chce zepsuć. Boguś może mieszkać u mnie jak długo zechce.
- Właśnie - poparł ją Boguś - może nie trzeba, abym szedł do szpitala.
- Boguś, umawialiśmy się, że podejmiesz leczenie. Jeśli córka i zięć zechcą cię oskarżyć w sądzie o kradzież pieniędzy, wówczas leczenie się z nałogu będzie dla ciebie dobrym alibi. Poza tym doktor Wacek trochę natrudził się, żeby znaleźć dla ciebie miejsce w szpitalu.
- Karol, daj mi jeszcze kilka dni na ostateczną decyzję - poprosił Boguś.
- Dobrze - zgodziłem się, bo widziałem, że w tej chwili był na "nie".

Kilka godzin po tej rozmowie przyszła do mnie Luśka i powiedziała, że chce wziąć kredyt z banku i czy, w związku z tym, nie zostałbym poręczycielem kredytu.
- Luśka, kilka lat temu byłem żyrantem pożyczki, a później sam musiałem ją spłacać. Od tego czasu unikam takich spraw.
- Profesorze, chodzi o pana przyjaciela, Bogusia.
- Nie rozumiem - zaniepokoiłem się, bo coś sobie pomyślałem.
- Córka i policja przestaną ścigać Bogusia, jeśli jej odda te sześćdziesiąt tysięcy, prawda?
- Prawda, tak będzie.
- Boguś pokazał mi, że ma taki system gry na ruletce, że jeśli zagra za pięć tysięcy złotych, to na pewno odegra sześćdziesiąt tysięcy.
- Jak on ci to pokazał? - zapytałem ze śmiechem (wcześniej właśnie coś takiego sobie pomyślałem).
- Mam w domu taką małą dziecinną ruletkę, do zabawy. Na niej mi Boguś pokazał ten system. Wszystko się sprawdzało, wygrywał.
- Luśka, nie gniewaj się, ale gadasz jak ktoś niespełna rozumu. Nie ma systemu na ruletkę. Tam zawsze wygrywa ten, kto jest właścicielem ruletki, a nie gracz.
- Widziałam na własne oczy. Boguś wygrywał.
- To dlaczego nie wygrał, stawiając sześćdziesiąt tysięcy?
- Bo pan, profesorze, przeszkadzał mu i kazał mu stawiać na inne numery niż on chciał.
- Czyli, że to moja wina, że on przegrał tyle pieniędzy?
Sukinsyn, pomyślałem o Bogusiu. Mnie oskarża, a na dodatek mąci w głowie Luśce, która się w nim chyba zakochała.
- Pewnie tak - bezczelnie stwierdziła.
- Luśka, nie bierz żadnej pożyczki. Pięć tysięcy to on przegra w godzinę.
- Więc nie chce pan pomóc przyjacielowi?
- Chcę, ale nie w ten sposób. Luśka, nie idź na to. On jest nałogowym hazardzistą. Tacy zawsze przegrywają.
- Taki z pana przyjaciel!
Luśka wyszła wściekła. Za chwilę zapukałem do drzwi jej mieszkania. Nie wpuścili mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz