poniedziałek, 6 grudnia 2010

KARMIONY KARPIAMI

Leżę od kilku dni. To nie choroba, ale zwyczajne niechcenie wszystkiego. Coraz częściej mnie to dopada. Nawet jeść mi się nie chce, to znaczy nie chce mi się wykonywać tych wszystkich czynności związanych z jedzeniem, od krojenia chleba po gryzienie. "Gorące kubki", tym się ostatnio żywię.

Ktoś musiał powiadomić moich znajomych (podejrzewam, że syn, ten nieślubny), że jestem chory i nie wychodzę z domu, bo od wczoraj mam serię gości, z Iloną Małkowską na czele. Każdy z nich, jak tylko wszedł, od razu narzekał, że śnieg. że mróz, że w ogóle zima jest! Tak, jakby się urodzili w Egipcie.

Piętnaście, dwadzieścia centymetrów śniegu i dziesięć, czy nawet kilkanaście stopni mrozu, to wcale nie jest ciężka zima. Pamiętam zimę z dzieciństwa, gdy mieszkałem na wsi pod Sandomierzem u dziadków. Dwór był zasypany śniegiem po górne framugi okna. Po wsi, od domu do domu, chodziło się tunelami o śnieżnych brzegach wysokich niekiedy na kilka metrów. Dziadek i chłopi nie robili z tego wielkiej tragedii. A nawet, jeśli chodziło o jedzenie, ciężka zima miała swoje dobre strony. Chłopi już jesienią przygotowywali się do zimy. Opał, wiadomo, to podstawa. Oni poza tym budowali blisko wsi paśniki dla dzikich zwierząt. Sarny i dziki przyzwyczajały się, że w tym i tym miejscu zawsze mogą coś znaleźć do jedzenia. Dziadek dawał ze spichrza siano i kolby kukurydzy. I takiej zimy, jak opisałem, chłopi szli do paśników i znajdowali zamarznięte zwierzęta. Nigdy nie najedli się tyle dziczyzny co podczas ostrej zimy. I to legalnie, bo zbieranie zamarzniętych zwierząt to nie było kłusownictwo. A wiosną, kiedy zelżał mróz i zeszły śniegi, chłopi szli do stawów hodowlanych, które były zamarznięte do dna. Granatami (było to w czasie wojny) kruszyli lód i wydobywali z niego karpie. Od tamtego czasu jakoś nie przepadam za karpiami. Babka dwa razy dziennie karmiła mnie nimi.

2 komentarze:

  1. A propos Egiptu - wystarczy raz tam pojechać i kiedy się potem wyjeżdża, to tak jakby się własną ojczyznę opuszczało.

    OdpowiedzUsuń
  2. A propos ryb, połowu i rzezi wigilijnej:
    http://wole-smiesznosc-pisania-wierszy-od-smiesznosci-ich-niepisania.blog.onet.pl/nie-bylam-na-to-przygotowana,2,ID418437834,n

    Ciekawe teksty, widać smykałkę do snucia opowieści. Pachną tym, o czym mówią. Są bardzo bliskie rzeczywistości, a o to chodzi w literaturze: być jak najbliżej życia. Cieszę się, że tutaj trafiłam.
    Pozdrawiam,
    Katarzyna

    OdpowiedzUsuń