poniedziałek, 17 sierpnia 2009

DWA DNI JAK NORMALNE

Marylka była dwa dni w domu. Piękna jak zawsze. Nie wiem, czy wpływ na jej urodę mają lekarstwa, które regularnie połyka od lat, czy tylko ja postrzegam ją jako piękną. Ale, skoro tak widzę, to bez znaczenia z jakiego powodu. Jej koleżanki już są staruszkami, a ona nie. Szczupła, zgrabna, bez zmarszczek na twarzy i szyi. Tylko oczy ma... Trudno nazwać. Najbliższe prawdy będą określenia: uważne, czujne, surowe. Gdy kończyliśmy jeść obiad, Marylka wstała i ugryzła mnie w ucho.
- Nie mogę się tego doczekać. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz... - powiedziałem szczerze, choć byłem zaskoczony.
Dawniej ugryzienie mnie w ucho było znakiem, że Marylka chce abyśmy położyli się do łóżka.
- Nie. Jestem stara jak żółwie na Galapados - odrzekła wesoło. - Wolę, żebyś mnie pamiętał młodą.
- Jesteś młoda.
- Ja też chcę cię pamiętać młodego.
- Co ci wiek przeszkadza? Jesteśmy jacy jesteśmy. Wiek tu nie ma nic do rzeczy.
- Dla mnie ma. Ci, których czasami sobie przypominam, są młodzi. Wszyscy. W mojej wyobraźni nawet nasze dzieci nie przekroczyły piętnastu lat. Tomkowi, kiedy ostatnio był u mnie, włożyłam koszulę do spodni, bo myślałam, że przez roztargnienie ma ją na wierzchu.
- Rozzłościł się?
- Nie. Przynajmniej tego nie pokazał. Dopiero gdy mu z powrotem zapinałam rozporek, uzmysłowiłam sobie, że on już jest żonaty i dzieciaty. Wolę, żeby wszyscy byli młodzi, tak jest lepiej i ładniej.

Później leżeliśmy na kanapie i oglądali różne programy w telewizji. Wieczorem poszliśmy na Rynek. Siedząc w kawiarnianym ogródku obserwowaliśmy ludzi. Marylka była głodna widoku normalnie żyjących ludzi, spacerujących, pokrzykujących, pijanych, zakochanych. My chyba też wyglądaliśmy jak normalnie żyjąca starsza para, która dla relaksu siedzi sobie w kawiarnianym ogródku.

Przyszło mi do głowy, że może wszyscy inni też tylko wyglądają jak normalni. Właściwie to jaki jest wzorzec normalności?

W poniedziałek rano Marylka obudziła się i, gdy tylko się ubrała, powiedziała:
- Odwieź mnie do szpitala.
Oczy miała jeszcze bardziej czujne, rozbiegane jak u ptaka.

To były nasze wspaniałe dwa dni, jak normalne. Wracając z Kobierzyna kupiłem dwie butelki czerwonego wina. Wypiłem i usnąłem w ubraniu. Nie chciało się mi rozbierać. Rano miałem jak znalazł, nie musiałem sie ubierać. Zostało jeszcze pół butelki wina, też miałem jak znalazł. Od razu poczułem się lepiej.

1 komentarz: