wtorek, 4 sierpnia 2009

KAROL MARKS MIAŁ CZYRAKI

Moja kochana Marylka w Kobierzynie. Dziadek, Henryk Rutkowski, zdrowy na umyśle, lecz miał wariackie papiery. Wuj Marcjan nie miał wariackich papierów, ale w rodzinie wszyscy wiedzieli, że po wyjściu z więzienia jego umysł niedomagał. Zastrzelił kilku milicjantów, więc można sobie wyobrazić jak wyglądały jego przesłuchania.
Mój ojciec, Stanisław Trzaska, nie był wariatem i nie miał wariackich papierów. Mimo to nie bardzo rozumiał w jakim świecie żyje. Ta nieznajomość świata, plus wielka ambicja, plus za prędko zdobyte wykształcenie (bez nauki), zniszczyły jego plany życiowe i w ogóle życie. Za szybko wyszedł z dołu na świecznik. Wpadł z powrotem w dół jeszcze szybciej. Z tego, co matka opowiadała o ojcu, to on, a nie dziadek czy wuj, jawił mi się jako wariat, w tym sensie że (przepraszam ojczulku) kretyn. Matka, za życia ojca, często mnie przestrzegała: „Karol, nie zachowuj się jak ten wariat (miała właśnie ojca na myśli) i nigdy w nic nie angażuj się na poważnie.
Co do matki, nie miałem wątpliwości: była najzupełniej zdrowa psychicznie. Niczym się nie przejmowała. Było jej obojętne, czy jest żoną wojewódzkiego satrapy partyjnego, czy żoną prowincjonalnego urzędnika niższego szczebla. Do życia wystarczał jej bochenek chleba i dwie powieści romansowe (tak je nazywała) dziennie. To po matce odziedziczyłem nałóg czytania książek. Oczywiście matka zjadała nie tylko bochenek chleba dziennie, przed śmiercią ważyła 160 kilogramów. Po jej śmierci wyniosłem z domu do punktu skupu makulatury dwa tysiące książek. Wiecie, teraz zastanawiam się, czy ona…
Karolku, odpuść sobie, przestań się nad tym zastanawiać, bo już nikt całkiem normalny nie zostanie ci w rodzinie. Zgoda, ale o ojcu muszę dokończyć.

Ojciec, jak się tylko dowiedział, co dziadek zrobił na ulicy Opatowskiej, natychmiast przyjechał do Sandomierza i zabrał mnie do domu w R., gdzie wówczas mieszkaliśmy. Ojciec i dziadek nie lubili się. Dziadek miał za złe matce, że na męża wybrała sobie gołodupca bez wykształcenia.
Stanisław Trzaska szybko przestał być zwykłym robotnikiem w Hucie Ostrowiec. Zapisał się do partii, a że miał dar wymowy i na wiecach fabrycznych potrafił kwieciście i z przekonaniem opowiadać jaka świetlana przyszłość czeka ludzi w krajach o ustroju socjalistycznym, pod przywództwem ZSRR, a jaka nędza i zgnilizna moralna czeka ludzi na Zachodzie, którzy dali się zwieść wojennemu imperializmowi Ameryki i Anglii, został wysłany na wyższy kurs marksizmu-leninizmu w Warszawie. Po pół roku wrócił do matki (już do wojewódzkiego miasta R.) jako człowiek wykształcony, obyty w świecie, w nowym garniturze i w nowych butach. Miał nawet okulary w ciemnej rogowej oprawie, w których, gdy je nakładał, często potykał się, bo w okularach kupionych na warszawskim bazarze widział gorzej niż bez okularów. Ale chciał wyglądać na starszego i mądrzejszego od siebie i rówieśników.
Dziadek Rutkowski nie miał racji, zniechęcając swoją córkę, a moją późniejszą matkę, do wyjścia za Stasia Trzaskę. Towarzysz Trzaska zrobił większą karierę niż partyzant i działacz ludowy Rutkowski. Został przewodniczącym Centralnej Rady Związków Zawodowych w R.. Służbowe mieszkanie, służbowe auto (warszawa) z kierowcą, biuro z kilkoma sekretarkami i sklep w budynku komitetu wojewódzkiego, gdzie można było kupić czekoladę z prawdziwej czekolady. Wiodło się mu. I nam. Matka miała służącą do pomocy w domu.
Do czasu.

Wykształcenie zgubiło ojca.
W gabinecie przewodniczącego CRZZ, towarzysza Trzaski, nie widziałem książek innych autorów niż Marks, Engels, Lenin. Wcześniej musiał też być Stalin, i to na czołowym miejscu. Matka śmiała się, że ojciec nauczył się czytać dopiero podczas kursu marksizmu-leninizmu. W pokoju ojca, w domu, nie było ani jednej książki, jakby był na nie uczulony. Natomiast matka „topiła” się w książkach.
Nuworysz nie zdaje sobie sprawy, że wydaje pieniądze w sposób i na takie przedmioty, który budzi odrazę posiadaczy pieniędzy od kilku pokoleń. Podobnie ojciec, świeżo wykształcony, nie rozumiał, że nawet w dziełach proroka Marksa znajdowały się treści bardziej istotne, mniej istotne, i takie, które lepiej przemilczeć. Ojcu akurat spodobały się te ostatnie. Marks, cokolwiek napisał, nie mógł się mylić. Każde jego słowo było ważne.

Kilka lat po rozruchach marcowych w 1968 roku, kiedy to z kolei inni nie zrozumieli, że nawet wieszcz narodowy Adam Mickiewicz pisał zdania, które dla świętego spokoju lepiej byłoby opuścić, Towarzysz Trzaska znalazł u Marksa coś, co potwierdzało, że polityka rządu polskiego po marcu 1968, polegająca na wyrugowaniu z kraju żydowskich wichrzycieli (niech sobie jadą do Izraela!), była najzupełniej słuszna. Tylko że wtedy, kiedy to ojciec odkrył, polityka rządu była już inna.
Nuworysz kupuje karetę, gdy starzy posiadacze przesiadają się do dwukółek. Polska potrzebowała twardej waluty, wówczas jeszcze nie euro, żeby zwiększyć wydobycie węgla, miedzi, siarki. Twarda waluta znajdowała się na zachód od Polski, w krajach o niesprawiedliwym, kapitalistycznym ustroju, a rządy tych krajów udawały, że pragną aby w państwach komunistycznych wszyscy byli tak samo wolni i bogaci jak mieszkańcy Zachodu, bez względu na pochodzenie, dajmy na to żydowskie. Więc w Polsce trzeba było zapomnieć o niedawnych rozruchach antysemickich.
Niemcy, Francuzi, Belgowie, Włosi, Austriacy, pokochali Żydów i wspierali państwo Izrael w walce z Arabami. Auschwitz, Sobibór, Majdanek i dziesiątki innych obozów koncentracyjnych to odległa przeszłość i sprawka wyłącznie Hitlera. To Hitler kazał palić Żydów, a zwyczajni Niemcy zajmowali się tylko logistyką i opracowywaniem technologii wydajnego spalania Żydów. To Hitler kazał Francuzom wyłapywać Żydów i wywozić ich do Auschwitz. To Hitler kazał Austriakom zajmować dowódcze stanowiska w obozach koncentracyjnych. Co ci biedacy, mimo że nie mieli nic przeciwko Żydom, mogli zrobić? Hitler kazał i już. Ale przemysłowe zabijanie i palenie ludzi już się skończyło, jeżeli coś takiego rzeczywiście miało miejsce, a nie jest kolejnym wymysłem Żydów.
Gdy w Polsce narzekano na Żydów i łaskawie proponowano im wyjazdy z kraju, w państwach na Zachodzie miano ich za sól ziemi. Polacy, jeśli chcieli mieć pieniądze na rozwój przemysłu, musieli przyjąć widzenie Zachodu i przyznać, że źle postępowali z Żydami w 1968. Towarzysz Trzaska tego nie wiedział. Na domiar akurat wówczas odkrył u Marksa, wieszcza i teoretyka komunizmu, że (cytuję za notatkami ojca, które znalazłem po jego śmierci):
PIENIĄDZ JEST TYM ŻARLIWYM BOGIEM IZRAELA, WOBEC KTÓREGO ŻADEN INNY BÓG OSTAĆ SIĘ NIE MOŻE. PIENIĄDZ PONIŻA WSZYSTKICH BOGÓW CZŁOWIEKA I ZAMIENIA ICH W TOWAR. PIENIĄDZ JEST OGÓLNĄ, SAMĄ W SOBIE UKONSTYTUOWANĄ WARTOŚCIĄ WSZYSTKICH RZECZY. POZBAWIŁ ON ZATEM CAŁY ŚWIAT – TAK ŚWIAT LUDZI, JAK I PRZYRODĘ – WŁAŚCIWEJ WARTOŚCI. PIENIĄDZ JEST WYOBCOWANĄ OD CZŁOWIEKA ISTOTĄ JEGO PRACY I JEGO BYTU. TA OBCA ISTOTA MA GO W SWOJEJ MOCY, ON ZAŚ ZANOSI DO NIEJ MODŁY. BÓG ŻYDOWSKI STAŁ SIĘ ŚWIECKIM BOGIEM, STAŁ SIĘ BOGIEM ŚWIATA.
Gdyby towarzysz Trzaska to, co przeczytał i zapisał, zostawił do swojej wiadomości, nic by się nie stało. Ale on, przewodniczący CRZZ, powiedział to do mikrofonu na kilkutysięcznym wiecu załogi Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Tak, jakby odkrył, że to Żydzi, a nie Fenicjanie, wynaleźli parszywy pieniądz. I wyszło, że znowu Żydzi są odpowiedzialni za nierówność społeczną na świecie, nędzę i głód.
Stanisław Trzaska, który w międzyczasie zrobił maturę w zaocznym technikum budowlanym i szykował się na zaoczne studia ekonomiczne, i jego z kolei szykowano na stanowisko I sekretarza PZPR w R., z dnia na dzień wylądował w prowincjonalnym miasteczku nad Wisłą, gdzie został kierownikiem budowy osiedla mieszkaniowego.
Pożyczka dla Polski z Międzynarodowego Funduszu Walutowego została uratowana, bo rząd pokazał, że nie toleruje antysemickich zachowań, nawet jeśli ich źródło znajduje się u Karola Marksa.

Odkąd ojciec zamieszkał w T., który jest tym prowincjonalnym miasteczkiem nad Wisłą, znienawidził Marksa. Ten fałszywy mesjasz, jak ojciec zaczął nazywać Marksa, był przecież sprawcą jego upadku. W T. już nie mieliśmy służącej i sklepu z prawdziwą czekoladą. A później mieliśmy coraz mniej wszystkiego, bo ojciec coraz więcej pieniędzy wydawał na wódkę.

Nie jestem antysemitą, ani filosemitą, ani komunistą, ani, jak to się od jakiegoś czasu mówi, postkomunistą, ani antykomunistą (wcieliłem w życie radę matki i w nic nie angażowałem się na poważnie). Za to trochę lepiej od innych znam biografię Karola Marksa, bo ojciec poświęcił kilka lat życia, aby się doszukać tzw. haków w życiorysie twórcy Międzynarodówki, piewcy proletariatu, obrońcy uciśnionych, no, wiadomo (to znaczy na pewno wiadomo ludziom z mojego pokolenia). Nawet zaczął się uczyć języka niemieckiego, żeby przeczytać pisma Marksa nie tłumaczone w Polsce, lecz szybko to zarzucił, mówiąc, że przez tego chuja nie będzie sobie łamał głowy nad niemieckim.
Niewykształceni katolicy, którzy nie czytają Ewangelii, w pewnym momencie stają wobec faktu, że Jezus Chrystus, którego ukrzyżowali Żydzi, sam był Żydem. Trudno się im z tym pogodzić. Chrystus parszywym Żydem? To niemożliwe! I przechodzą nad tym do porządku dziennego, czyli nie przyjmują tego do wiadomości. Natomiast ojciec, mieszkając w T., ochoczo przyjął do wiadomości, że Marks był Żydem, w dodatku wnukiem dwu rabinów. Wcześniej zapewne słyszał o żydowskim pochodzeniu Marksa, ale i on to odrzucał, bo zbytnio się narzucało z żydokomuną chcącą zapanować nad Polską i światem (tej wersji spisku, ze względu na drugi człon w słowie „żydokomuna”, nie popierała partyjna propaganda). W T. otworzyły mu się oczy i zobaczył, że nie była to tylko wroga propaganda przeciwników komunizmu. Sam był przykładem, do czego jest zdolna żydokomuna.
Po kolei odkrywał (nocami zaczął nałogowo słuchać Wolnej Europy i pewnie stamtąd się wielu rzeczy dowiadywał), że Marks, który tak biadolił o ciężkim położeniu robotników, nigdy w życiu nie był w przędzalni, w kopalni, w ogóle w żadnej fabryce. Autor „Manifestu Komunistycznego” gardził niedouczonymi robolami, byli dla niego rewolucyjnym mięsem armatnim, niczym więcej. Zaś Lenin i Stalin stali się jego najbystrzejszymi uczniami. Milion mniej, milion więcej, w Rosji nie brakowało robotników, których można wysłać na wojnę. Najwięcej radości przyniosło ojcu odkrycie, że Marks cierpiał na czyraki (wtedy furunkuły), miał je na policzkach, nosie, na dupie i kutasie. „Dobrze tak, chujowi!”.

No, przyznajcie, czy ktoś, mający takich ludzi w rodzinie, jak ja miałem, nie może się obawiać o własne zdrowie psychiczne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz