środa, 6 kwietnia 2011

BICIE SIĘ W PIERSI I PO GĘBIE

Żona ma do mnie żal, że co ja osioł i drań narobiłem, wywołałem niedobre emocje, skłoniłem ludzi do smutku, gadała, że jestem oszustem, bo się podszyłem pod życie innego człowieka, któremu na dodatek nie dałem na starość żyć w miarę szczęśliwie i dłużej, tylko uśmierciłem go. No i przy okazji nie omieszkała dodać, że jestem głupszy i wredniejszy niż ona sama myślała. Na koniec oznajmiła, że jeśli kiedykolwiek jeszcze chcę być przez nią czule pogłaskany, i w ogóle te rzeczy, to muszę wszystko odkręcić i napisać, jak jest naprawdę.

Przyznaję, po komentarzach po informacji, że Emeryt nie żyje, zrobiło mi się głupio. Poczułem się rzeczywiście jak oszust.
A naprawdę to Karol Trzaska żyje, bo Karol Trzaska to ja, tylko trzydzieści lat później. Maciek, mój wnuk, to też ja, tylko czterdzieści lat wcześniej. Moja kochana Marylka, która nim zmarła długo chorowała na schizofrenię, też ja. Ryszard Sadaj, znajomy pisarz Karola, to też ja i to ten chyba najprawdziwszy. Bo Sadaj jest realnym pisarzem, autorem kilkunastu powieści, któremu, gdy pisze książkę, to się wydaje, że jest opisywanym przez siebie bohaterem. I stąd to całe, nie wiem jak nazwać, nieporozumienie?...

Członkowie jury wydawnictwa ZNAK (konkurs na najlepszą powieść w 2000 roku), gdy nagrodzili książkę Sadaja ŁAWKA POD KASZTANEM, byli przekonani, że jej autorem jest kaleka poruszający się na wózku inwalidzkim, bo bohaterem powieści jest chłopak na wózku inwalidzkim. Ale to nic, że krytycy tak myśleli (czytelnik mógł ulec sugestii), ale ja sam, piszą ŁAWKĘ POD KASZTANEM, miewałem chwile, że bałem się zejść z kanapy, aby się nie przekonać, że mam bezwładne nogi.

A kiedy pisałem "babską" historię TERAPIA PAULINY P. zacząłem sobie czernić brwi i malować paznokcie u nóg (u nóg, żeby nie było widać na ulicy). Jeśli dodam, że przymierzałem podpaski, to pewnie nikt nie uwierzy, jak i w to, że zacząłem się oglądać za chłopami, mimo że jestem stuprocentowym hetero. Tak jednak było.

Gdy z kolei zacząłem pisać blog EMERYT POLSKI, to w ciągu dwu miesięcy postarzałem się o dwadzieścia lat. Przestałem grać w tenisa, garbiłem się, w czasie picia herbaty nie wyjmowałem łyżeczki ze szklanki, a żona może poświadczyć, że widziała mnie na ulicy z niedopiętym rozporkiem. I jeszcze to, że podobały się mi coraz młodsze kobiety, a właściwie nie kobiety, tylko dziewczęta, siuśki takie, podobnie jak podobały się Karolowi Trzasce. I to ostatnie, niestety, chyba mi się utrwaliło.

Ostatnia moja powieść BAR NA KOŃCU ŚWIATŁA to rzecz o facecie, który chce się zemścić na polityku. Ów polityk w perfidny sposób wpakował bohatera do więzienia na piętnaście lat (wyszedł jednak po czterech latach, bo okazało się, że jest niewinny). Wtedy, pisząc BAR, butami rzucałem w telewizor, gdy na ekranie byli politycy, tak ich nienawidziłem. Trochę z tamtejszej nienawiści zostało mi do dziś.

To tyle na moje usprawiedliwienie.

Teraz zabieram się do pisania powieści o Chrystusie, który ponownie jako człowiek pojawił się na ziemi, tu i teraz, w Krakowie w 2011 roku. I zastanawiam się, czy aby nie zrobią mi się stygmaty na dłoniach i stopach, albo, czy nie będę usiłował dokonać jakiegoś cudu. A jeśli udałby mi się cud? To będzie znaczyć, że zwariowałem?, czy, że jestem Synem Syna Boga? Widzicie, już mnie ponosi.

Jeżeli miałbym dalej pozostać w tym blogu, to powinienem teraz pisać o sobie, takim jakim jestem. Tylko że sam Sadaj to w istocie osoba mało ciekawa i z wieloma przyziemnymi przywarami. Właściwie to Sadaj zupełnie się nie podoba pisarzowi Sadajowi, który nigdy kogoś takiego nie uczyniłby bohaterem swojej opowieści.

Jak rozdzielić jednego Sadaja od drugiego? Pierwszy to nudny facet, któremu nic się nie chce robić, oprócz picia piwa i grania w kasynie na idiotycznych maszynach, który nie ma nic ciekawego do powiedzenia i któremu, w gruncie rzeczy, już się żyć nie chce. Drugi to łgarz, który ciągle się za kogoś przebiera, wymyśla historie i żyje w wydumanym świecie.
Który z nich powinien "ciągnąć" ten blog? Jeśli.

2 komentarze:

  1. ot, rzeczywistosc wirtualna. zaprzyjaznilam sie z dziadkiem, uwierzylam w niego (najbardziej po pomniku myszy - to byla prawdziwie starcza obsesja i piekne emeryckie dziwactwo:), oplakalam jego smierc i teraz, po tym, co wyzej, wcale nie jest mi lzej. bo karol trzaska jednak NAPRAWDE dla mnie umarl - tak samo jak NAPRAWDE istnial. nie jak bohater ksiazki, jakos calkiem inaczej. matrix, cholera.
    pozdrawiam (s)tworce:)
    ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Chwilę po objawieniu, że Karol Trzaska umarł, pomyślałam, że może to Prima Aprilis ? Ten człowiek byłby do tego zdolny. Zobaczyłam na datę - jednak nie. A MOŻE? ten człowiek byłby do tego zdolny. Dlatego za kilka dni spojrzałam tu znowu, aby się przekonać. No i co mam? Ech. Ok, efekt zamierzony, czytelnik dał się nabrać, znaczy, że autor ma dar i jest licencjonowanym łgarzem (coś jak aktor, którego chce się zabić kiedy gra bardzo złą - w naszym mniemaniu -postać).

    Nie sądzę by był sens ciągnąć tego bloga.. Jest w tym momencie bardzo ładną "książką" myśli starszego człowieka. Nie wiem.. bardzo mam pomieszanie uczucia w tym momencie.

    Eksperyment niezły... przyznaję. Kiedy czytelnik kupuje książkę - wie, że są tam myśli autora ale bardzo sceptycznie podchodzi do wielu rzeczy, nie traktuje jej jak rzetelne źródło informacji. Blog jest jednak miejscem bardziej intymnym, dlatego żona ma rację - czytelnicy mogą czuć się oszukani, bo to troszkę gra na emocjach. No nic, muszę się pogodzić z tą dość niecodzienną formą śmierci człowieka. "człowieka"...

    P.S. Są plusy. Nie mogłam się pogodzić, że nie powstanie powieść o Jezusie w Krakowie. Trzymam kciuki, aby muza dopisała. Mieszkam w tym mieście więc o tyle moja ciekawość jest duża :)

    Katarzyna K.

    OdpowiedzUsuń