czwartek, 8 października 2009

MARTA K. Z PCK

Zadzwoniła do mnie pracownica PCK i zapytała, czy jestem zadowolony z pracy pani Marty K. Powiedziałem, że tak. Zełgałem, lecz nie całkiem.
Marta K. była już kilka razy u mnie, ale ani raz nie umyła naczyń, nie wyniosła śmieci, nie wyniosła butelek, ani raz nie odkurzyła mieszkania. Muszę jednak przyznać, że ochoczo wyruszała do sklepu po zakupy. Zaraz po wejściu do mieszkania, pytała:
- Panie Karolu, co trzeba kupić, bo za dwadzieścia minut leci "Na dobre i złe" i chciałabym zdążyć obejrzeć od początku.
Zaglądam do lodówki, mówię, że żółty ser, jakąś wędlinę, pomidory i coś tam jeszcze, na co akurat mam ochotę. Daję Marcie pieniądze.
- Wino pan jeszcze ma? - dopytuje, jakby to był artykuł najpierwszej potrzeby.
Ostatnio nie mam, więc mówię, żeby kupiła butelkę półsłodkiej Sophii. W sklepie 8,50 zł.
Marta wraca zdyszana jeszcze nim rozpoczął się serial i powiada, że zdążyła kupić tylko wino, na wszelki wypadek dwie butelki, bo do kasy z jedzeniem była długa kolejka i nie zdążyłaby na "Na dobre i złe", a ona jeszcze nie opuściła ani jednego odcinka.
- Kupię później - kończyła, podając mi otwieracz do korków.
Ale później to musiała umyć głowę, jeśli jej pozwolę (to było pierwszego dnia), albo wykąpać się, jeśli nie mam nic przeciwko temu.
Pozwalałem i nie miałem, bo kiedy się kąpała, wołała mnie, żebym jej umył plecy. W moim wieku przyjemnie jest myć plecy trzydziestopięcioletniej kobiety, zahaczając trochę o pośladki i mając nadzieję, że lada dzień będę mył całą Martę, z przodu i tyłu. Cóż, każdy ma jakieś słabości.
W ciągu dwu godzin pobytu Marty opróżnialiśmy dwie butelki wina.
- Upił mnie pan, panie Karolu. Już nie mam siły na żadne sprzątanie, proszę mi wierzyć.
- Wierzę, pani Marto - odpowiadałem, bo co, mnie też szumiało w głowie i nie tylko.
- Z pana jest zbereźnik, panie Karolu - mówiła, patrząc na moje krocze.
Od razu, pierwszego dnia, dostrzegła przypadłość, której się nabawiłem przed laty, kiedy poraził mnie prąd podczas zawieszania żyrandola. Ona myśli, że to jest wyłącznie reakcja na jej obecność i wykorzystuje to. Przecież nie jestem całkiem głupi. Właściwie to wykorzystujemy się wzajemnie. Marta też nie jest głupia.
Wychodząc użala się, że nie ma pieniędzy na tramwaj i musi kawał drogi pokonać piechotą. Więc daję jej piątkę na bilet.

Dzisiaj, gdy Marta wychodziła, przyszła Ilona Małkowska. Obrzuciły się spojrzeniami i od razu znielubiły. Wyraźnie było to widać, a właściwie "czuć". Marta w drzwiach cmoknęła mnie w policzek.
- Do widzenia, panie Karolu. Najlepiej jak sie pan zaraz położy spać - powiedziała, czyniąc aluzję do wypitego wina, a tak naprawdę była to uwaga przeznaczona dla Małkowskiej, że jestem w niedyspozycji i lepiej, żeby Ilona zaraz wyszła.
Małkowska była zaskoczona.
- Karol, co to za kobieta? - zapytała i spojrzała na mnie uważnie, jakby odkrywając, że w gruncie rzeczy nie muszę być facetem, który służy tylko do użalania się na innych facetów.
Zdaje się, że Ilona, po tylu latach znajomości, po raz pierwszy dostrzegła we mnie mężczyznę. Przesadzę, jeśli napiszę, że atrakcyjnego (mężczyźni w moim wieku nie są atrakcyjni), ale, przynajmniej, jeszcze do rzeczy i z którym nie wstyd pokazać się na ulicy. Też spojrzała na moje krocze.
- Cho, cho - pokręciła głową.
- To jest kobieta z PCK - wyjaśniłem. - Pomaga mi. Wiesz, sprzątanie, zakupy. Niech ci, Ilonko, nic innego nie przychodzi do głowy.
- Sprzątanie, zakupy - rzekła Małkowska ironicznie, spoglądając na rekordowo wysoki stos brudnych naczyń w zlewozmywaku i na dwie puste butelki na stole. - Przecież ona jest młodsza ode mnie - nagle sobie to uświadomiła. - I od Marylki.
- Marylka nalega, żebym sobie znalazł jakąś kobietę.
- Wiem. Ona jest święta.
- Ja nie jestem - bezradnie rozłożyłem ręce.
- Widzę - znowu jej spojrzenie w krocze, po czym, stojąc do mnie przodem, ręką odrzuciła włosy do tyłu.
Kiedyś czytałem książkę o mowie ciała i pamiętam, co oznacza taki odruch u kobiety.
- Co ten mokry ręcznik robi na fotelu? - zapytała z naganą.
- Marta się kąpała.
- To ona, zamiast tu sprzątać, jeszcze bardziej bałagani. Musisz o tym powiadomić PCK, niech przyślą kogoś innego.
- Chcesz pozbawić tę kobietę środków do życia? Ona u mnie zarabia. Marne grosze zresztą.
- A kto jej płaci? Chyba nie ty?
- PCK.
- Muszę tu chociaż umyć gary - rzekła Małkowska. - Przecież za chwilę spadną na podłogę.
I wzięła i umyła je. Ja w tym czasie usnąłem. Zmorzyło mnie wino.

3 komentarze:

  1. Wilk syty i owca cała:)Jak Małkowska posprząta, to pani Marta już nie musi i może się zająć...winem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A to się uśmiałam ! No tak, też -jako emerytka - od czasu do czasu pije sobie Sophię / butelka na tydzień !/. Bukiet, kolor, przejrzystość za 8,50 ! GENIALNE !

    OdpowiedzUsuń