Zmarła Jadwiga Stykowa, sąsiadka z drugiego piętra kamienicy, ta, która miała przygotowany komplet na śmierć, czyli ubranie, w jakim chciała być pochowana.
Wracam ze sklepu, a tu na drzwiach kamienicy klepsydra. Stykowa, okazało się, była w moim wieku, a cały czas myślałem, że jest starsza ode mnie. Kilka dni wcześniej spotkałem ją na podwórzu. Powiedzieliśmy sobie:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
I tyle. Nie przepadaliśmy za sobą. Gdybym wiedział, że to jest nasze ostatnie spotkanie, że za kilka dni ona będzie leżeć w kostnicy... To co? Rozmawiałbym dłużej? Pocieszałbym? Mówiłbym, że się niedługo spotkamy? Bez sensu. Dobrze, że nie powiedziałem Stykowej nic złośliwego, w rodzaju, że pięknie pani wygląda w tej nowej fryzurze. Nie miała nowej fryzury, tylko ewidentnie zapomniała się uczesać. Gdybym napomknął Stykowej o fryzurze, ona uświadomiłaby sobie, że szła ulicą, pewnie do kościoła i z powrotem, rozczochrana jak straszydło. Właściwie to dziwne, że nie wyskoczyłem z żadną złośliwością na widok fryzury Stykowej, bo w takich sytuacjach język mam szybszy niż myśl. Dzisiaj byłoby mi głupio, że tamtego dnia źle wpłynąłem na jej samopoczucie.
Przypomniałem sobie, że obiecałem Stykowej przyjść na jej pogrzeb i, gdy będzie leżeć w otwartej trumnie, sprawdzić, czy ma na sobie ubranie, w którym chciała być pochowana. Pójdę na pogrzeb i sprawdzę. Cmentarz w Batowicach, za tydzień.
Czarna bluzka, halka, czarne buty i czarny, jedwabny biustonosz za 150 zł. Chyba dobrze zapamiętałem. Tylko jak sprawdzę, czy ma ten sam jedwabny biustonosz. Musiałbym rozpiąć bluzkę.
W domu otworzyłem "Dziennik Polski" na stronach, gdzie znajdują się klepsydry, i od razu rzuciło się mi w oczy: ARTUR SOMER, zmarł po długiej chorobie. To mi przypomniało, że trzeba się zaopatrzyć w następną porcję pigułek nasennych, żeby nie umierać tak długo i tak brzydko jak Artur. Pogrzeb Somera dzień później niż pogrzeb Stykowej. Też pójdę.
Dawniej zaczynałem czytać gazety od pierwszych stron, gdzie wielka polityka i duże skandale, albo od ostatnich stron, gdzie wydarzenia sportowe. Nie wierzcie starym, gdy mówią, że nie zaglądają na strony gazet z powiadomieniami o śmierci. Ja też to mówię. Niektórzy odczuwają satysfakcję, że wcześniej od nich zmarł ktoś, komu powodziło się lepiej, zrobił większą karierę, w ogóle miał większego farta w życiu. Czy odczuwam tego rodzaju satysfakcję? Bronię się przed tym, ale coś takiego krąży mi gdzieś na obrzeżach mózgu.
Żona Artura na pewno chce, żeby na jego pogrzeb przyszło jak najwięcej ludzi. I mnie byłoby przykro, gdybym widział że nad moim grobem, w dniu pogrzebu, stoi garstka ludzi. Mam nadzieję, że na pogrzeb znanego w dzielnicy profesora Trzaskę, a później profesora "złotą rączkę", przyjdzie trochę więcej ludzi niż garstka. Przynajmniej Tomkowi nie będzie głupio, a Maciek i Miron, moi niedawno ujawnieni syn i wnuk, pomyślą, że może byłem nienajgorszym człowiekiem, skoro tyle osób przyszło odprowadzić mnie w ostatniej drodze.
Ciekawe, czy z Ameryki przyleci Katarzyna? Jeśli jednak umrę w czasie, gdy ona będzie się wybierać na urlop na przykład do Egiptu, to nie przyleci do Polski. Będzie zła, że stwarzam jej taki psychiczny dyskomfort. Pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu opłacony, a ja, jak zwykle jej zdaniem, robię coś głupiego, co miesza w jej uporządkowanym życiu. Przyleci do Polski później, po powrocie z Egiptu, i zamówi mi ładny grobowiec za kilka tysięcy dolarów.
Jeszcze jedno znane mi nazwisko na stronie z klepsydrami. Ale bez przesady. Nie będę codziennie chodził na pogrzeb. Poza tym akurat ten gość był draniem i powinien dużo wcześniej umrzeć, wówczas parę osób miałoby spokojniejsze życie.
poniedziałek, 10 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz