piątek, 14 sierpnia 2009

POWOLNE ODSTAWANIE OD ŻYCIA

Coraz rzadziej chodzę do mojej kanciapy na parterze. Firmę już dawno wyrejestrowałem. W ostatnich latach pracowałem na czarno, bo państwo, czyli rząd polski, oszukiwał, wyliczając z powietrza moje zarobki z działalności gospodarczej. Płaciłem podatek ryczałtowy od ustalonego przez ministerstwo finansów pułapu zarobków, a nie od faktycznych dochodów jakie wykazywałem w PIT, a te były o wiele mniejsze niż wyznaczone przez MF. W efekcie ZUS pomniejszył mi emeryturę o połowę. Później drugą połowę emerytury, tę zabraną przez ZUS, musiałem odzyskiwać w swojej firmie "Remonty Domowe". To nie miało sensu. Dopiero pracując na czarno rzeczywiście dorabiałem do emerytury. Państwo samo zmusiło mnie do nielegalnej działalności gospodarczej, zamiast pobierać podatek od dochodu. Trzeba być głupcem, żeby pracować za darmo, bo tak to wyglądało i tak było. Wielu Polaków nie jest głupcami.

Mam trzy, cztery zlecenia w miesiącu, ale dlatego tak mało, przypuszczam, bo coraz rzadziej jestem przy telefonie z numerem firmy. Prawdę, to już nie chce mi się chodzić do klientów. Jakoś tak się składa, że większość ludzi w Śródmieściu mieszka powyżej pierwszego piętra, a schody z roku na rok robią się coraz bardziej strome. Jakaś usterka budowlana czy co? Poza tym nie chce mi się samemu siedzieć e kanciapie. Moi znajomi to już chorzy, niedołężni, albo nieżywi. Zaś ci młodsi, którzy jeszcze pracują, nie mają czasu lub po prostu nie chce się im odwiedzać starego pryka.

Tak, powoli, człowiek odstaje od życia. Lecz z użytkowania kanciapy, za którą płacę czynsz, nie chcę rezygnować. Wówczas zostałoby mi tylko mieszkanie, do którego też coraz rzadziej zachodzą goście. Gdy w domu była moja kochana Marylka, to drzwi się nie zamykały. Lgnęli do niej ludzie i ona do nich. Gdy poszła na Kleparz po warzywa, to niejednokrotnie wracała z nowymi przyjaciółkami, które dopiero co poznała przy straganie albo na ławce na Plantach. Właściwie ze starych znajomych to jeszcze przychodzą młodsze przyjaciółki Marylki. Marylka też, jak i ja, wolała młodsze towarzystwo. Nudziły ją rozmowy z rówieśnicami, bo te narzekały na wszystko, a najczęściej na mężów, chyba że ci już nie żyli, wtedy wspominały ich jak dobrych aniołów. Mnie także nudzili równolatkowie. Jak długo można gadać o politykach - złodziejach, biznesmenach - złodziejach, księżach - zdziercach i pedofilach i tak dalej. Moi równolatkowie widzą świat niemal wyłącznie w ciemnych barwach.

Wolę rozmowy z kobietami, pod warunkiem, że mają sporo lat mniej ode mnie. Nie wiem, dlaczego wolę z młodszymi przebywać. Wiem, wiem, bo są młodsze, a młodość to dla starego wspaniały afrodyzjak, lepszy niż sproszkowany róg nosorożca. Tylko co począć, gdy dla młódki starość nie jest afrodyzjakiem?

Dzisiaj znowu mnie odwiedziła Ilona Małkowska, jedna z młodszych przyjaciółek Marylki. Ilona miała czterech mężów Z jednym (używając jej słownictwa) wytrzymała sześć lat, pozostałych odprawiała od łoża wcześniej. Znałem tych czterech facetów, przystojni, zamożni (Małkowska przywiązywała dużą wagę do grubości portfela), inteligentni. Widziałem u nich więcej plusów niż minusów i nie rozumiem, dlaczego Ilona nie mogła z nimi wytrzymać. Ostatni, rzekomo, za dużo jadł chałwy, a czy to coś takiego strasznego? Ona sama też nie należy do głupich bab, urody i majątku także jej nie brakuje. Kiedyś Marylka powiedziała, że Ilona nie może trafić na faceta, który by ją zaspokoił seksualnie. Jej odpowiadałby ktoś taki jak ty - śmiała się Marylka - zdziczały pod względem seksualnym.

Kochana Marylka przesadzała. Nie byłem i nie jestem zdziczały pod tym względem, choć muszę przyznać, że seks pod różnymi postaciami nie jest mi obcy. Tak na marginesie, to bogatego, urozmaiconego seksu nauczyła mnie właśnie Marylka. Miała to we krwi. Byłem jej pierwszym mężczyzną, więc trudno uznać, że ktoś ją wyedukował w tej dziedzinie. Poza tym naprawdę się kochaliśmy, a wówczas seks nie stanowi żadnego problemu. Można to robić huśtając się na przysłowiowym żyrandolu. Choć akurat z żyrandolem (pod napięciem 220 W) mam nienajlepsze skojarzenia, ale za to pozostawił mi coś, co się przydaje na starość. Viagry nie potrzebuję.

Co do kanciapy na parterze, to się dowiedziałem, że nowi mieszkańcy kamienicy chcą w niej przechowywać rowery, żeby ich nie dźwigać na piętra lub do piwnicy. Zastanawiają się, jak mi odebrać kanciapę. I to mi podsunęło pomysł, żeby w kanciapie urządzić przechowalnię i zarazem wypożyczalnię rowerów. Wiele osób mieszkających na odległych osiedlach chętnie przyjeżdżałoby co Centrum na rowerze, tylko że w Śródmieściu nie ma gdzie ich zostawić, tak, aby mieć pewność, że nie zostaną skradzione. Mieszkańcy naszej kamienicy mieliby zniżkowy karnet na cały miesiąc, proszę bardzo. Żeby otworzyć wypożyczalnię rowerów, trzeba mieć ich co najmniej kilka. Dobrze byłoby się wybrać na Tandetę i zobaczyć, za ile można kupić używany rower. Myślę, że 100 zł za sztukę. Więcej nie dam.
Ma się jeszcze głowę do interesów. Gorzej z nogami i rękami.

Gdy Małkowskiej wyjawiłem pomysł na interes z rowerami, powiedziała, że lepiej jest urządzić przechowalnię psów na godziny. Właściciele psów często nie mogą albo nie chcą zostawiać ich samych w domu, a w Śródmieściu nie do każdego sklepu i nie do każdej kawiarni można wejść z psem, więc taka przechowalnia mogłaby liczyć na powodzenie. Pewnie ma rację, tylko ja wolę rowery, bo nie szczekają, nie gryzą, nie robią pod siebie. Generalnie rowery są spokojniejsze i mądrzejsze od psów.
Zdaje się, że nie lubię psów. Pomysł na przechowalnię psów w Śródmieściu odstępują za darmo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz