Nie znoszę podróży. Cywilizowany człowiek, za jakiego się uważam, zna mniej więcej cały świat. Chodzi mi o to, że na przykład wyprawa do Paryża, aby obejrzeć wieżę Eiffel'a, zupełnie nie ma sensu. Wszyscy wiemy jak ta wieża wygląda.
Rzadko wyjeżdżam z Krakowa. W młodości, co prawda, dużo podróżowałem po Polsce, autostopem i normalnie, czyli pociągami i autobusami. Za granicę też jeździłem, najczęściej oczywiście do krajów Układu Warszawskiego, ale byłem i w RFN (młodzi pewnie nie wiedzą co to za kraj. Niemcy Zachodnie). Wówczas to był rzeczywiście wyjazd za prawdziwą granicę, strzeżoną przez uzbrojonych żołnierzy, ze szlabanami, z kolczatkami, z rewizjami i tak dalej. A wcześniej (już zapomniałem o tym) wielomiesięczne i nawet wieloletnie oczekiwanie na paszport. Później, w RFN, to był naprawdę inny świat, na o wiele wyższym poziomie pod każdym względem. Na mnie zrobiło wrażenie, że piwa można się było napić w każdym miejscu i o każdej porze, i to dowolnie jakiego, nawet polskiego, gdy w Krakowie podawano je w "Hawełce"dopiero od godziny 13-tej, wyłącznie Okocim, i musowo trzeba było zamawiać ze śledziem lub jajkiem w majonezie. O 16-tej piwo się kończyło.
Aa, dobra, ćmoje boje, wspominki starucha.
W każdym razie nie znoszę podróży. Myślałem, że już do końca tego życia nigdzie się dalej nie ruszę, a tu córka się postawiła i, wyobraźcie sobie, ekspediuje mnie do Egiptu.
Siedzę sobie bezpiecznie i wygodnie w domu. Przypominam sobie tyłek Marty K. podczas mycia.
Dzwonek domofonu.
- Słucham.
Kobiecy głos:
- Jestem z biura turystycznego... (lepiej na razie nie zdradzę nazwy).
- To pomyłka. Nie spodziewam się nikogo z waszego biura.
- Mam dla pana bilet lotniczy na wycieczkę do Egiptu.
Domyśliłem się. Katarzyna niejako przymusiła mnie do wyjazdu do ciepłego kraju. Bo skoro już mam bilet lotniczy i opłacony hotel (pięciogwiazdkowy, jak się okazało) i wszystko inne, all inclusive, co mi pozostaje? Tydzień w Egipcie wytrzymam. Ciekawe, czy zobaczę tam polskie bociany?
Odlot za trzy dni.
Muszę kupić aparat cyfrowy. Zamieszczę tutaj kilka zdjęć z Egiptu. Trochę jestem podniecony tą wyprawą. Jakoś nigdy nie przytrafiło się mi być w Afryce, a to przecież kolebka cywilizacji, tam się wszystko zaczęło, stamtąd my wszyscy.
Spokojnie, Karolku, bo w dniu odlotu możesz dostać takiego rozwolnienia, że do ustępu nie zdążysz, a co dopiero na lotnisko.
Jak powiedzieć Marylce, że będę leciał samolotem? Ona chorobliwie boi się samolotów. Raz, za naszych dobrych lat, mieliśmy z Krakowa lecieć samolotem do Gdańska, stamtąd na wczasy w Kołobrzegu. Byliśmy już na płycie lotniska, przed schodami do samolotu, i Marylka, spanikowana, uciekła. Nie mogła uwierzyć, że taka wielka maszyna z żelaza, w dodatku z wieloma ludźmi i bagażami, może się unosić w powietrzu jak ptak.
- Karol - powtarzała później w domu - to jest wielkie oszustwo. Nic tak ciężkiego i wielkiego nie może latać.
Przyznałem jej rację, no bo, ostatecznie, auta są dużo mniejsze, a przecież nie latają.
Wczasy w Kołobrzegu przepadły. Pojechaliśmy na tydzień do Myślenic, na Zarabie. Pięknie było. Nawet to było piękne, że Marylka codziennie rano szła nad Rabę i przeganiała wędkarzy, perswadując:
- Kochany panie, gdyby pan w restauracji jadł kotleta, który w środku miałby ostry haczyk, spodobałoby się to panu?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W podróż zawsze warto zabrać stoperan !Nie raz uratował mnie przed ... totalna żołądkow0-jelitową katastrofą.
OdpowiedzUsuń