Nim wziąłem udział w turnieju szachowym, byłem przerażony. Ale nie z powodu szachów.
Od lat rozwiązuję krzyżówkę "Jolka" w Dużym Formacie Gazety Wyborczej. Raz mi idzie lepiej i po kilku godzinach krzyżówka jest rozwiązana, raz gorzej, dwa dni muszę nad nią siedzieć. W ubiegły czwartek zaczęły się dla mnie ciężkie dni. Siedziałem nad "Jolką" do niedzieli i nic. Zaledwie dziesięć haseł wpisałem w kratki. Głowa mi pękała z wysiłku.
Wiadomo, człowiek nie głupieje pod względem intelektualnym z tygodnia na tydzień. A jeśli tak się dzieje (a tak właśnie się działo), to znaczy, że jakaś choroba. A w tym wypadku jakaś choroba to oczywiście Alzheimer. W wyobraźni już widziałem swój mózg w stanie galaretowatym, a w uszach, zdawało się mi, słyszę chlupotanie tej coraz bardziej rozwodnionej galarety uwięzionej w mojej czaszce. Wyjąłem z szuflady tabletki nasenne (wciąż jednak mam ich za mało, znowu muszę pójść do mojej doktor po receptę), żeby je mieć na widoku i nie zapomnieć o nich.
Zaalarmowałem Marcjana, żeby natychmiast przyszedł, i powiedziałem mu o gwałtownie postępującej amnezji, nie zdradzając jednak szczegółów, czyli, że chodzi konkretnie o niemożność rozwiązania "Jolki".
- Lepiej przyjdź od razu -dodałem - bo jutro mogę cię już nie rozpoznać.
- Niech ojciec nie przesadza - roześmiał się Marcjan. - Czyta ojciec książki i zapamiętuje ich treść, nie mieszają się mu dni tygodnia, rozpoznaje polityków, pamięta daty historyczne, rozwiązuje krzyżówki... - (tu się pomylił!). - No i dobrze gra w szachy - zakończył.
- Już nie gram - odrzekłem. - Nie mam z kim. Moi partnerzy od szachów poumierali albo zapomnieli jak się gra w szachy. Kilka lat jak nie otworzyłem szachownicy. Może też już nie potrafię.
Marcjan nie potraktował poważnie mojego strachu przed Alzheimerem, ale wieczorem zatelefonował i oznajmił, że zapisał mnie do turnieju szachowego, który organizuje jedna z większych galerii handlowych w Krakowie. Miałem się tam zgłosić w piątek o jedenastej.
- Jeżeli ojciec zajmie miejsce powyżej dziesiątego w kategorii senior - rzekł - wtedy postaram się, żeby ojcu szybko zrobiono badania na obecność Alzheimera.
Zgodziłem się.
Dzień przed turniejem szachowym, w czwartek, kupiłem Duży Format z "Jolką", a tam czarno na białym było napisane nad krzyżówką, że w ubiegłym tygodniu wydrukowano niewłaściwy diagram "Jolki" i bardzo przepraszają. Mało mnie szlag nie trafił, że się wyrażę. To ja byłem bliski łyknięcia garści tabletek usypiających, a oni spokojnie, po tygodniu, informują... Dla redakcji to mało znacząca pomyłka, a dla mnie, i pewnie innych jolkowiczów, to była wielce denerwująca sprawa.
Teraz nigdy nie będę miał pewności, czy to ja jestem w słabej kondycji intelektualnej, czy znowu coś źle wydrukowano.
Natychmiast zabrałem się do rozwiązywania nowej "jolki". Rekord: dwie godziny i dziesięć minut i krzyżówka rozwiązana. Poczułem się zdecydowanie lepiej i z powrotem schowałem tabletki do szuflady.
W piątek, mimo to, poszedłem na turniej szachowy do Galerii. W kategorii senior były tylko trzy zgłoszenia, trzech mężczyzn w moim mniej więcej wieku. Każdy miał grać z każdym, czyli po dwa mecze. Wygrałem o wiele szybciej niż rozwiązałem ostatnią "Jolkę".
Pierwszemu z zawodników co rusz myliły się szachy z warcabami i sędzia go zdyskwalifikował. Drugi z zawodników usnął przy stoliku pod koniec rozgrywki, w której i tak byłem blisko dania mu mata.
Otrzymałem nagrodę: buty do wspinaczki wysokogórskiej. Podarowałem je Maćkowi, bardzo się ucieszył.
W sumie, dobrze. No bo na dodatek Marcie K. umyłem większą powierzchnię ciała niż zazwyczaj, a Ilona Małkowska zaczęła przychodzić z butelką czerwonego wina. Żebym z kolei nie popadł w alkoholizm.
poniedziałek, 19 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz