Od śmierci Marylki zmieniłem się. Sam to zauważam i zauważają inni. Postarzałem się, nic mi się nie chce i właściwie niczego już nie oczekuję od życia. Myślałem, że pomysł, aby napisać książkę, przyda mi werwy, wyrwie mnie z odrętwienia, nada jakiś cel końcówce mojego życia. Ale, zdaje się, zrealizowanie tego pomysłu jest ponad miarę moich możliwości.
Odwiedziłem R.S., mojego znajomego pisarza. On powiedział:
- W pana wieku pisze się raczej wspomnienia. Nad pierwszą powieścią zazwyczaj pracuje się kilka lat i jest to, wbrew temu co niektórzy myślą, bardzo męczące zajęcie. Ale w twórczości nie ma żadnych żelaznych reguł, można zadebiutować mając osiemnaście lat i osiemdziesiąt.
- Czyli co, mam przestać myśleć o pisaniu powieści?
- Ależ skąd, panie Karolu. Za panem przemawia, że wybrał pan Chrystusa za bohatera swojej powieści. To zaskakujące. Nie słyszałem, żeby ostatnio ktoś napisał o Chrystusie. I to jeszcze o Chrystusie w czasach nam współczesnych. Już sam ten pomysł jest intrygujący. I skoro taki pomysł przyszedł panu do głowy to, kto wie, może nie na darmo. Niech pan pisze.
Więc piszę. Ale wciąż nie wyszedłem poza kilka zdań, które mi zostały z kilkunastu zapisanych stron.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz