Siedzę po kilka godzin nad zeszytem i męczę się z "moim" Chrystusem. Nie może być, że powodowany tylko ciekawością pojawił się na tym świecie. Wprawdzie to nie ma być "poważna" powieść, lecz pewien rodzaj zabawy, to mimo wszystko Chrystus powinien mieć jakąś misję do spełnienia. Ale nie, żeby zwykłym ludziom ukazywać ich grzechy, przywary, czy napominać ich aby mądrzej i roztropniej żyli. Przeciętny zjadacz chleba zawsze będzie miał jakieś grzechy na sumieniu. Chrystus doskonale o tym wie.
Zastanawiam się, czy nie zrobić tak, aby celem pobytu Chrystusa w Krakowie było "zdyscyplinowanie" sług kościoła, proboszczów, kapłanów, zakonników, sióstr zakonnych, bo Bóg wymaga od nich chyba więcej niż od zwykłych śmiertelników. Słudzy Pana, namaszczeni różnymi funkcjami, zamiast dawać przykład jak godziwie żyć, w ukryciu grzeszą na potęgę. Pedofilia, nieślubne dzieci, uwielbienie wygodnego życia, uważanie (mimo to!) siebie za lepszych od innych, alkohol, hazard, finansowe przekręty. Tylko niech ktoś nie myśli, w związku z powyższym, że jestem wrogiem Kościoła.
Zachowanie się księży powoduje coraz mniejsze uczestnictwo katolików w mszach, coraz mniej powołań do zakonów, malejąca liczba seminarzystów, a przecież prawdziwych katolików, wierzących w Jezusa Chrystusa, wcale nie ubywa. Oni tylko nie chcą mieć do czynienia z takimi sługami Kościoła. Już samo pójście do Kościoła stanowi teraz problem, bo człowiek nie jest pewien, czy w konfesjonale nie siedzi większy grzesznik od spowiadającego się. To nie jest wygodna i sprzyjająca sytuacja do otwarcia się przed Bogiem. Ja to robię tak, jak to czynią protestanci. Spowiadam się bezpośrednio przed Bogiem. Nie mam z tego powodu niespokojnego sumienia, raczej większy komfort spowiedzi.
Ale, wracając do mojego Chrystusa, to coraz bardziej się przekonuję (przynajmniej w tej chwili), że On, jako pewien rodzaj bata na kler (nie wiem jeszcze, jakby to technicznie i etycznie wyglądało) to dobry pomysł i alibi dla nieoczekiwanego zjawienia się Chrystusa. Jest tylko problem, że nie bardzo się orientuję, co na naprawdę dzieje się za murami kościołów, klasztorów, seminariów, a nie chciałbym popaść w przesadną groteskę, żeby z kolei nie urazić uczciwych księży.
Pragnąłbym poznać kogoś, kto mógłby mi opowiedzieć o "świętych" grzesznikach w kościele. Tylko kto się na to odważy? Gwarantuję, że nie będzie to wulgarna powieść, tylko taka bardziej prześmiewcza, bo w gruncie rzeczy i "mój" Chrystus do końca nie wiadomo, czy jest (będzie) prawdziwym Jezusem Chrystusem?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz