Kinga mieszka sama w dużym, przedwojennym domu na Salwatorze. Antyki, stare obrazy, dużo bibelotów, parkiet poukładany we wzory. Wnętrze robi wrażenie, mimo że jest, ale ze smakiem, zabałaganione. Widać i czuć bogactwo, na które pracowało kilka pokoleń. Bogactwo w dobrym guście. W przeciwieństwie do polskich nuworyszy, którzy wzbogacili się w ostatnich dwudziestu latach. U nuworysza czuć pieniądze, a nie bogactwo. Ma wszystko to, co najdroższe, a mieszkanie umeblowane jak z żurnala, nie widać osobowości właściciela.
Byłem pod wrażeniem domu Kingi. Gdy przemyła i opatrzyła mi rany, usiedliśmy w fotelach przy niskim, tureckim stole (tak Kinga nazwała) i zaczęliśmy rozmawiać.
- Co pan robi? - zapytała Kinga. - Tak w ogóle.
Widok starego piękna i starych pieniędzy onieśmielał mnie. Dotąd wydawało się mi, że jestem na nie odporny. A tu, z moją emeryturką, z dwupokojowym mieszkaniem i meblami z czasów PRL-u, poczułem się malutki. Do tego sama Kinga, ładna, elegancka, szczupła, wiotka. A ja jeszcze byłem w swetrze z rozprutym szwem pod pachą, bo wybierając się na sanki nie myślałem, że będę musiał zdjąć kurtkę. Koniecznie chciałem wyjść w oczach Kingi na kogoś choć trochę nietuzinkowego, aby nie czuła się rozczarowana, że uratowała życie jakiemuś prostakowi i, co gorsze, jeszcze zaprosiła do do swego rajskiego domu.
Odpowiedziałem:
- Buduję największy na świecie pomnik myszy i piszę książkę o Jezusie Chrystusie.
Kinga z wrażenia aż wstała z fotela. Wyglądała na zachwyconą tym, co usłyszała.
- Największy na świecie pomnik myszy? - patrzyła na mnie jak na zmartwychwstałego Thorvaldsena.
- Tak - potwierdziłem.
- I książka o Jezusie Chrystusie? - teraz, dla odmiany, jakby widziała we mnie św. Łukasza, tego od Ewangelii.
- Tak. Już mam kilka początków tej powieści.
- To cudowne. Jeszcze nigdy nie czytałam powieści z kilkoma początkami.
Nie wiedziałem: żartuje, czy mówi serio?
- Mam kilka wersji początków - wyjaśniłem. - Później, oczywiście, wybiorę jeden z nich.
- Kochany, jesteś wielki - nagle przeszła na "ty". - Mysz i Chrystus. Będziesz sławny. Od razu to poczułam, jak tylko zobaczyłam twoje stopy wystające z tamtej dziury koło fortu.
Zacząłem skłaniać się ku temu, że jednak żarty sobie stroi.
- Boże, jak ja bym chciała być z tobą i widzieć, jak realizujesz te wielkie projekty. Powiedz, że ty też chcesz tego, a wszystko zrobię dla ciebie. Oddam ci ciało i duszę.
To już ewidentnie był teatr. Więc żeby nie wyjść na zrobionego w bambuko, postanowiłem też grać.
- Kłamiesz, że wszystko zrobisz dla mnie - powiedziałem.
- Przysięgam. Ciało, dusza, majątek. Jutro pójdziemy do notariusza i wszystko przepiszę na ciebie.
- Dobrze. Ale tymczasem ciało. Rozbierz się.
Byłem gotowy na wybuch jej śmiechu, z tego, że taką sobie nietypową urządziliśmy zabawę. Ale Kinga zaczęła szybko zdejmować ubrania, aż została naga, tylko z biżuterią na rękach i szyi.
Czyżby to wszystko było serio? Albo żart do kwadratu?
Patrzyła na mnie z wyczekiwaniem i tak, jakbym teraz był Thorvaldsenem i św. Łukaszem w jednej osobie. Rzadko dopada mnie ogłupienie. Tym razem dopadło. Siedziałem wbity w fotel i patrzyłem na ładne nagie ciało z dziewczęcymi piersiami. Ona czekała. Czy to był żart, czy serio, to teraz inicjatywa należała do mnie. Ostatecznie akt miłosny też może być w tonacji serio lub żartobliwej. Nie byłem pewien, czy nie wybiegam za daleko w myślach.
To, że kobieta stoi przede mną naga, wcale nie musi oznaczać tego, o czym w takiej sytuacji myśli prawie każdy mężczyzna. A ja należę do prawie każdych. Może ona, poprzez nagość, chce tylko pokazać, że jest niewinna jak Ewa zanim zerwała jabłko. Przypomniały mi się słowa R.S., też przecież artysty, że pisarze mają we krwi szczerość i czystość myśli. A jeśli to prawda?
- Powiedz, że tego chcesz - Kinga ponagliła.
Domofon...
Kinga przyszła. Po raz trzeci próbuję i nie mogę opowiedzieć do końca, jak przebiegały nasze pierwsze godziny po poznaniu się. I zawsze wtedy Kinga. Nie jestem przesądny, ale może to jakiś znak, żeby o tym nie pisać?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz