Powinienem był poprosić Maćka, żeby napisał: "Dziadek miał poważne starcie z autem i leży w szpitalu. Przez kilka tygodni na pewno nic nie napisze w tym blogu".
Powinienem, ale czy ja miałem głowę, żeby myśleć o blogu? Jakby to była nadzwyczaj ważna część mojego życia? Człowiek leży unieruchomiony opatrunkami gipsowymi, chce mu się wyć z bólu i poczucia zniewolenia, zastanawia się, czy będzie mógł chodzić bez pomocy kul czy laski, mimo woli rozmyśla o dzieciach, wnukach, o zmarłych w rodzinie, żałuje, że czegoś tam w życiu nie zrobił albo zrobił. Leżenie i myślenie - to straszna rzecz.
Wpadłem pod auto, ale winni temu byli dwaj rowerzyści, którzy się ścigali na wąskiej ścieżce wału przeciwpowodziowego przy Rudawie.
To był jeden z nielicznych na początku maja ciepły, słoneczny dzień. Pomyślałem, że czas aby po zimie przewietrzyć płuca i uruchomić sflaczałe mięśnie. Wsiadłem na mojego starego, lecz niezawodnego oscara. Objechałem Błonia dokoła i popedałowałem na wał nad Rudawą. Po kilkuset metrach dostrzegłem jadących naprzeciwko mnie dwóch rowerzystów w kaskach. Zjechałem na prawą stronę. Oni jechali jeden obok drugiego. Najwyraźniej ścigali się, kto pierwszy dojedzie do jakiegoś upatrzonego miejsca. Głowy mieli pochylone, nie zwracali uwagi co jest przed nimi. Liczyłem, że mnie jednak zobaczą i jeden z nich zrobi mi miejsce. Ale gdzie tam. W ostatniej chwili odruchowo zjechałem z wału na asfaltówkę biegnącą równolegle do wału. Nie widziałem auta, które jechało w tym samym kierunku co i ja, tylko kilka metrów z tyłu. Nagle zobaczyłem bok auta przed sobą i przerażoną twarz trzydziestoletniego kierowcy. I to jest tyle, co pamiętam z wypadku.
Oprzytomniałem w szpitalu. Potłuczona głowa (bez wstrząsu mózgu), złamana ręka i potrzaskane wszystkie żebra po prawej stronie. Rower wyszedł z tego bez szwanku, nawet jedna szprycha nie zgięta.
Czy ktoś wie, jak bolą połamane żebra, gdy się zakaszle? Ja już wiem. Kości rzekomo ładnie się zrosły. Jeszcze około dwa tygodnie rekonwalescencji i znowu będę mógł wsiąść na mojego niezawodnego oscara. Szkoda, że nie potrafię rozpoznać tych dwu szalonych rowerzystów. Coś wymyśliłbym na nich. Kierowca auta, na które wpadłem, powiedział, że ci się nawet nie zatrzymali, choć odwrócili głowy i musieli widzieć wypadek, który spowodowali.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kochany Panie Emerycie,
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu Panskiego wypadku, mam nadzieje, ze szybko wroci Pan do zdrowia. Nie ukrywam, ze dostrzegam w tym Palec Bozy. Czeka na Pana przeciez niedokonczona ksiazka... Pierwsze zdanie juz jest(nawiasem mowiac bardzo dobre), no i pomysl... Widac, ze Pan Jezus czeka na ksiazke o sobie;)
PS Prosze nie pograzac sie w czarnych myslach, sa tylko produktami Panskiego niedoskonalego umyslu, niech go Pan zapelni pieknymi myslami, z nich sie biora dobre ksiazki.
Pozdrawiam bardzo serdecznie
I ja pozdrawiam i zaglądałam tu pod Pana nieobecność-/50+/
OdpowiedzUsuńI ja także serdecznie pozdrawiam .Zaglądam tu od czasu do czasu.Zawsze z zainteresowaniem czytam.
OdpowiedzUsuńjeszcze cd. do komentarza powyżej- czytam zawsze z przyjemnością,ale oczywiście nie dotyczy to opisu wypadku. Bardzo mi przykro,że tak się stało.
OdpowiedzUsuńŻyczę Panu szybkiego powrotu do zdrowia.